Stanisław Obirek

Nazwisko kardynała Theodora McCarricka stało się głośne w ubiegłym roku, kiedy arcybiskup Carlo Maria Viganò, pełniący funkcję nuncjusza apostolskiego w USA w latach 2011 – 2016 r. oskarżył Franciszka o tuszowanie nadużyć, których dopuszczał się ten jeden z najbardziej znanych kardynałów w USA. Przed tygodniem dowiedzieliśmy się o kolejnych ofiarach tego wpływowego amerykańskiego kardynała.

W aferze sprzed roku chodziło o seminarzystów wobec których kardynał wykorzystywał stosunek zależności. W kościele doszło do otwartej walki. Komentatorzy – co do zasady – byli zgodni: Viganò zgłaszający pretensję do kardynalskiego biretu, wzywając papieża by ustąpił z tronu Piotrowego, postanowił zejść ze sceny wielkiej kościelnej polityki z przytupem. Nieprzypadkowo wybrał czas konfrontacji z Franciszkiem, który kajał się przed uczestnikami IX Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie. W głośnym liście oskarżającym papieża były nuncjusz dowodził, że Franciszek wiedział o wykorzystywaniu seksualnym seminarzystów przez McCarricka. Sankcje na kardynała miał nałożyć Benedykt XVI. Viganò zaręczył, że w bezpośredniej rozmowie w 2013 r. przedstawił sprawę urzędującemu papieżowi. Pomimo tego papież Franciszek uczynił McCarricka „swoim zaufanym doradcą, który miał udział w wielu nominacjach biskupów w Stanach Zjednoczonych, w tym kardynałów Blase’a Cupicha z Chicago i Josepha Tobina z Newark”.

Okazuje się, że o skłonnościach McCarricka wiedziano wcześniej. Zamiast uderzyć w Franciszka, list Viganò tak naprawdę uderzył w jego poprzedników. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wiedza o skłonnościach homoseksualnych przyszłego kardynała Theodora Edgara McCarricka była na tyle głośno, że mówiono o nich nie tylko w murach seminarium diecezjalnego w Newark. McCarrick dzielił łóżko z klerykami, zapraszając czasem nawet pięciu na raz, by spędzili z nim weekend w zacisznym domku na plaży.

Ojciec Bonifacy Ramsey, który był profesorem w seminarium diecezjalnym w Newark nie mógł się z tym pogodzić. Ten prawy dominikanin, w odróżnieniu od reszty kadry profesorskiej, miał odwagę by o zachowaniu ówczesnego arcybiskupa zawiadamiać przełożonych.

Przyszłemu kardynałowi natura nie poskąpiła uroku osobistego, trzymały się go też pieniądze. Cóż więcej potrzeba, by zbudować w Kościele Katolickim karierę? McCarrick zaprzyjaźnił się z Anną Marią Tymieniecką. Widział, że miała bezpośredni dostęp do Jana Pawła II.

W korespondencji Tymienieckiej z polskim papieżem można przeczytać wiele pozytywnych opinii na temat McCarricka. Listy te były powodem spekulacji na temat relacji św. Jana Pawła II i amerykańskiej filozof polskiego pochodzenia. McCarrick wiedział z kim trzymać. Według prawicowego amerykańskiego portalu Church Militant, chwilę przed przeprowadzką McCarricka z Newarku do Waszyngtonu, Dziwisz sugerował przez telefon prefektowi Kongregacji ds. Biskupów, Giovanniemu Battiście Rayowi, że papież byłby zadowolony, gdyby McCarrick został przeniesiony z Newarku do Waszyngtonu. I choć prefekt początkowo sprzeciwiał się temu awansowi, został mianowany kardynałem razem z McCarrickiem w 2001 roku. Dla każdego, kto ma za sobą lekturę „Sodomy” Frederica Martela, okoliczności tej nominacji nie różnią się od wielu, w których miało swój udział najbliższe otoczenie Jana Pawła II.

Ramsey zachęcony przez arcybiskupa Gabriela Montalvo, ówczesnego nuncjusza w USA sporządził pismo w którym opisywał wybryki jurnego hierarchy. List został dostarczony do nuncjatury 22 listopada 2000 r. – dokładnie dzień po nominacji McCarricka na szefa diecezji waszyngtońskiej. Przez lata nie było żadnej odpowiedzi. Jakież było zdziwienie Ramseya, gdy będąc w 2006 r. ważnym urzędnikiem kongregacji, który opiniował kandydatów na biskupów znalazł w jednym z adresowanych do siebie pism passus, w którym obecny kardynał (a wówczas pracownik sekretariatu stanu) Sandrii potwierdził, że jego list z 2000 r. trafił do adresata. Jeszcze większe zdumienie zaś budzi fakt, że tak poważne zarzuty nie były żadną przeszkodą by uczynić McCarricka kardynałem. Sekretarzem Stanu w tym czasie był kardynał Angelo Sodano, a więc jeden z najbliższych współpracowników Jana Pawła II.

Przełom nastąpił w czerwcu 2018 roku, kiedy McCarrick został oskarżony o molestowanie seksualne nieletniego. Chodziło o wydarzenia z lat 1971–1972, które miały mieć miejsce w nowojorskiej katedrze św. Patryka. Ofiarą był ministrant. Komisja przy archidiecezji nowojorskiej potwierdziła oskarżenie. Watykan zdecydował o natychmiastowym zakazie sprawowania posługi przez oskarżonego duchownego. 28 lipca 2018 roku papież Franciszek przyjął jego rezygnację z zasiadania w Kolegium Kardynałów. Sprawca nie przyznał się do winy, ale przeprosił za cierpienie osobę, która wysunęła oskarżenia.

11 stycznia 2019 r. McCarrick został poinformowany o decyzji wydalenia ze stanu duchownego. Miesiąc później jego odwołanie zostało odrzucone. Kongregacja Nauki Wiary uznała go za winnego molestowania seksualnego nieletnich i dorosłych. Papież Franciszek decyzję Kongregacji określił jako ostateczną.

McCarrick to lew salonowy. W krótkim wywiadzie dla internetowego pisma „Slate” wybielał się twierdząc, że nadszarpnięto jego wizerunek. „Nie jestem taki zły, jak o mnie mówią”, „Nie wierzę, abym wyrządził krzywdę, o którą się mnie oskarża” – mówił w rozmowie przeprowadzonej w klasztorze w Kansas.

Ten wywiad sprawił, że odezwały się kolejne ofiary. Okazuje się, że nieletnich ofiar kardynała jest więcej: mówi się o siedmiu osobach. Chodzi o czyny, które miały mieć miejsce w latach od 1970 do 1990 roku. To mocne oskarżenie, które opublikował w głośnym tekście z 17 października 2019 r. „Delicta Graviora. An Essay for the Faithful” jeden z pokrzywdzonych. Sprawą, według jego relacji, zajmują się organy ścigania. Z jego opowieści wynika, że pokrzywdzony ciągle uczęszcza do kościoła. Ukazuje jednak hipokryzję instytucji: McCarrick, był twarzą walki amerykańskiego kościoła o oczyszczenie. Stawia też pytania : jak możemy ponownie zaufać Kościołowi i jego kapłanom?

Kolejna – wcześniej nieznana – ofiara McCarricka ukrywa się pod wymownym pseudonimem Natan. Podkreśla, że nie chce szkodzić Kościołowi, nie jest też antyklerykałem, ale zabiera głos właśnie z miłości do tej instytucji: zależy mu na odzyskaniu przez Kościół wiarygodności.

Cytuje wypowiedź papieża Franciszka, który mówił 21 grudnia 2018 roku przed Kurią Rzymską: „Wszyscy pamiętamy, że tylko dzięki spotkaniu z prorokiem Natanem, Dawid zrozumiał powagę swego grzechu. Dzisiaj potrzebujemy nowych Natanów, aby pomóc wielu Dawidom w przebudzeniu się z życia obłudnego i przewrotnego. Proszę, pomóżmy Świętej Matce Kościołowi w jego trudnym zadaniu, czyli rozpoznaniu przypadków prawdziwych, odróżniając je od fałszywych, oskarżeń od oszczerstw, urazów od insynuacji, pogłosek od zniesławienia. Jest to zadanie dość trudne, ponieważ prawdziwi winni potrafią dobrze się ukrywać, do tego stopnia, że wiele żon, matek i sióstr nie potrafi tego odkryć w osobach najbliższych: mężach, ojcach chrzestnych, dziadkach, wujkach, braciach, sąsiadach, nauczycielach… Również ofiary, dobrze wybrane przez swoich dręczycieli, często wolą milczenie, a nawet, w szponach strachu, poddają się wstydowi i przerażeniu, że zostaną opuszczone”.

Właśnie te słowa papieża sprawiły, że wielu Natanów zaczęło się zgłaszać do kościelnych instytucji. Miesiąc później McCarrick przestał być kardynałem i księdzem. Powstaje pytanie czy polscy Natani mają szansę na bycie wysłuchanymi. Czy ich głos dotrze do papieża? A przecież właśnie ten drapieżca był obdarzony wieloma darami, które pozwoliły mu zgromadzić wiele środków materialnych na szczytnych celów realizowanych przez Kościół. Talenty McCarricka zaślepiły nie tylko współpracowników Jana Pawła II, ale i jego samego. Tymczasem dopiero dzisiaj, dzięki odwadze i bezkompromisowości nielicznych poznajemy ciemną twarz tego człowieka.

Dziś wiemy, również dzięki arcybiskupowi Charlesowi Sciclunie, że takich McCarrick’ów jest w Kościele więcej, ale jak dotąd niewiele o nich wiemy. A raczej: wiemy, ale boimy się o nich powiedzieć.

Trudno się temu dziwić. To dla oprawców znajduje się wiele usprawiedliwień, a dla ofiar nie ma litości. Nie ma jej ani w polskim Kościele, ani w polskim wymiarze sprawiedliwości.

Choć nie tracimy nadziei, że to się zmieni, tak jak się zmieniło w Chile, USA i Irlandii. Nie ma powodu by myśleć inaczej również o Polsce.

https://www.newsweek.pl/opinie/wplywowy-kardynal-dzielil-lozko-z-k…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.