Janusz Szymik

Ofiara księdza pedofila
- poznaj moją historię

Najnowsze artykuły i wywiady

Moja historia

Dla kogoś, kto nie zna mojej historii, może to się wydać dziwne, że ciągle wracam do odległej już przeszłości. Dla mnie jednak ta przeszłość nie jest wcale taka odległa. Dziesięć, dwadzieścia a może nawet trzydzieści lat nic nie zmieniły.  To inne doświadczenie  niż siniak, który wyblaknie, złamanie, które się zrośnie.

         Na szczęście nie Wiesz jak to jest być gwałconym, kiedy nie masz jeszcze dwunastu lat. Nie znasz też pewnie bezradności dziecka wobec faktu, że Twoim katem jest ktoś, którego wszyscy wokół wywyższają.

         To, że odważyłem się opowiedzieć swoją historię przyniosło mi ulgę. Nie było chwili, kiedy żałowałem, że pokazałem swoją twarz i opowiedziałem całej Polsce jaką krzywdę wyrządził mi ksiądz Jan Wodniak.

           Czekałem na to wiele lat.

         Jeśli chcesz opowiedzieć swoją historię nie wahaj się. Kiedyś wyczytałem w „Małym księciu” taką myśl: Znacznie trudniej jest sądzić siebie niż bliźniego. Jeśli potrafisz dobrze siebie osądzić, będziesz mądry.

         

   Dziś to potrafię.  Nazywam się Janusz Szymik. Dziś mam 49 lat. Jednak, kiedy miałem dwanaście lat, stanął na mojej drodze potwór. Ksiądz Jan Wodniak w miejscowości, w której zamieszkiwałem     z rodzicami – Międzybrodziu Bialskim, cieszył się wielkim autorytetem. To były kapelan kardynała Franciszka Macharskiego. Szczycił się względami samego Jana Pawła II        oraz osobistego sekretarza papieża, księdza Stanisława Dziwisza, kiedy ten przebywał już w Watykanie. Przez ponad dwadzieścia lat musiałem znosić jego widok za ołtarzem, pomimo straszliwej wiedzy o tym człowieku. Dla lokalnej społeczności był autorytetem, kimś, z którego zdaniem liczą się wszyscy, którego pytają o radę.

   Jako młody chłopiec, w zasadzie jeszcze dziecko, nie miałem z oczywistych względów, żedny doświadczeń intymnych. Niewiele rozumiałem z tego, co się wokół mnie działo. Rodzice byli dumni, że ksiądz Wodniak zwrócił na mnie uwagę  i ja sam czułem się wyróżniony.

   Zgwałcił mnie kilkaset razy.

   Potem, już jako dorosły mężczyzna, o  tym, co robił ze mną ksiądz Jan Wodniak, mówiłem dwukrotnie biskupowi Tadeuszowi Rakoczemu. Wydawało mi się, że kiedy w 1993 r. wysłuchał mojego świadectwa, przyjął je ze zrozumiem. Mówił, że będzie się za mnie modlił. Ale on o wszystkim opowiedział sprawcy i pozostawił księdza Wodniaka na parafii. Kolejny raz przedstawiłem księdzu biskupowi Rakoczemu swoje stanowisko w 2007 r.

Również tym razem biskup nie zareagował, choć był do tego zobowiązany na mocy przepisów, które w 2001 r. wydał święty Jan Paweł II, o którym biskup tak często mówił wskazując go jako przykład. Te przepisy nakazywały, by sprawy związane z nadużyciami duchownych wobec nieletnich, przesyłać do Kongregacji Nauki Wiary.

   Niestety biskup ujął się za sprawcą. Nic w tej sprawie nie zrobił. Bardzo mnie tym zranił.

   Swoją historię spisałem i przekazałem księdzu Tadeuszowi Isakowiczowi- Zaleskiemu.

   Ksiądz Tadeusz w 2012 r., przekazał moją historię bezpośredniemu przełożonemu biskupa Rakoczego, kardynałowi Dziwiszowi. Diecezja bielsko-żywiecka podlega bowiem metropolii krakowskiej, na której czele stał kardynał. Nie przyniosło to jednak żadnego efektu. Sprawca był cały czas bezkarny. W tym czasie dopuścił się kolejnego nadużycia na szkodę osoby mi bliskiej.  Dziś już wiem, że ofiar jest wiele.

Linia czasu