Dziś to potrafię. Nazywam się Janusz Szymik. Dziś mam 49 lat. Jednak, kiedy miałem dwanaście lat, stanął na mojej drodze potwór. Ksiądz Jan Wodniak w miejscowości, w której zamieszkiwałem z rodzicami – Międzybrodziu Bialskim, cieszył się wielkim autorytetem. To były kapelan kardynała Franciszka Macharskiego. Szczycił się względami samego Jana Pawła II oraz osobistego sekretarza papieża, księdza Stanisława Dziwisza, kiedy ten przebywał już w Watykanie. Przez ponad dwadzieścia lat musiałem znosić jego widok za ołtarzem, pomimo straszliwej wiedzy o tym człowieku. Dla lokalnej społeczności był autorytetem, kimś, z którego zdaniem liczą się wszyscy, którego pytają o radę.
Jako młody chłopiec, w zasadzie jeszcze dziecko, nie miałem z oczywistych względów, żedny doświadczeń intymnych. Niewiele rozumiałem z tego, co się wokół mnie działo. Rodzice byli dumni, że ksiądz Wodniak zwrócił na mnie uwagę i ja sam czułem się wyróżniony.
Zgwałcił mnie kilkaset razy.
Potem, już jako dorosły mężczyzna, o tym, co robił ze mną ksiądz Jan Wodniak, mówiłem dwukrotnie biskupowi Tadeuszowi Rakoczemu. Wydawało mi się, że kiedy w 1993 r. wysłuchał mojego świadectwa, przyjął je ze zrozumiem. Mówił, że będzie się za mnie modlił. Ale on o wszystkim opowiedział sprawcy i pozostawił księdza Wodniaka na parafii. Kolejny raz przedstawiłem księdzu biskupowi Rakoczemu swoje stanowisko w 2007 r.