Badania nie pozostawiają złudzeń: w 2020 r. nastąpiła katastrofa wizerunkowa Kościoła w Polsce. 41 proc. Polaków ocenia działania Kościoła pozytywnie, zaś 47 proc. negatywnie. To najgorszy wynik od 27 lat. W ciągu roku odsetek pozytywnych ocen spadł aż o 11 punktów procentowych. Dlaczego tak się stało? Odpowiedź jest złożona. Pewne jest za to, że bez szybkiej reakcji i głębokich zmian, przede wszystkim w mentalności katolików i księży, Kościół w Polsce może czekać bardzo szybki odpływ wiernych.

Poniżej przedstawiamy wykres oceny działalności Kościoła katolickiego w Polsce na przestrzeni ostatnich lat. Badania przeprowadził CBOS pod koniec mijającego roku.

Upadek biskupa

Jak dotąd polski Kościół nie dokonał pełnego i przejrzystego rozliczenia się z przeszłością. Zgodnie z przewidywaniami sprawiło to, że w Kościół uderzyły jego dawne grzechy. W mijającym roku mieliśmy ich kumulację.

W maju, po publikacji filmu „Zabawa w chowanego” braci Sekielskich w polskim Kościele zawrzało. Na jaw wyszły dowody obciążające biskupa kaliskiego Edwarda Janiaka, hierarcha brał udział w tuszowaniu pedofilii. W związku z zarzutami prymas abp Wojciech Polak wysłał do Watykanu oficjalny wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie.

Bp Janiak początkowo zareagował bardzo ostro, napisał list do wiernych z diecezji, w którym bronił się i twierdził że stał się ofiarą medialnej nagonki. Skierował też pismo do abpa Polaka, w którym skrytykował jego działania i uznał je za szkodzące wizerunkowi Kościoła. Jeszcze w maju abp Stanisław Gądecki został wyznaczony przez Watykan do przeprowadzenia dochodzenia w sprawie bpa Janiaka

Od 25 czerwca bp Janiak został de facto usunięty z diecezji, miał pozostawać poza jej terenem, jednak ignorował papieską decyzję i był widziany w kurii biskupiej. Administratorem metropolii został metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś. Także w czerwcu kompletnie pijany bp Janiak trafił do szpitala.

Postawa biskupa Janiaka po publikacji filmu zgorszyła wiele osób. Na ironię zakrawa fakt, że hierarcha zarzucający innym biskupom działania „na szkodę wizerunkowi” Kościoła, prawdopodobnie tuszował skandale, pijany trafił do szpitala i ignorował papieskie decyzje. Ostatecznie w październiku papież Franciszek przyjął rezygnację bpa Janiaka z funkcji, co oznacza że stawiane mu zarzuty musiały być dobrze udokumentowane.

Równie duże zgorszenie wywołały słowa o. Tadeusz Rydzyka, który podczas urodzin Radia Maryja w grudniu wziął w obronę bpa Janiaka. – To, że ksiądz zgrzeszył, no zgrzeszył. A kto nie ma pokus? Niech się pokaże – powiedział redemptorysta. Jego słowa wywołały burzę, zostały odebrane jako bezpośrednia obrona pedofilii w Kościele.

Na słowa o. Rydzyka szybko odpowiedział abp Polak, który zwrócił się do zakonu redemptorystów o „adekwatną reakcję”. Podkreślił też, że biskupi nie podzielają stanowiska dyrektora Radia Maryja. Za wypowiedź przepraszał też abp Ryś, ale co najciekawsze także sami księża, którzy w mediach społecznościowych zainicjowali akcję „Tylko powiedz każdemu”. To oczywiste nawiązanie do filmu „Tylko nie mów nikomu”. Kapłani publikowali nagrania i zdjęcia wspierające ofiary pedofilii w Kościele. W końcu sam o. Rydzyk wydał oświadczenie, w którym przeprosił i stwierdził, że został źle zrozumiany.

Sprawa bpa Janiaka pokazuje determinację części polskich hierarchów i księży, którzy chcą pełnego oczyszczenia z afer. Szybkie i adekwatne reakcje na bulwersujące słowa udowadniają, że wielu duchownych podziela wrażliwość na cierpienia ofiar. Kapłani coraz lepiej rozumieją, że słowa mają ogromne znaczenie zwłaszcza w czasach, gdy Kościół jest pod szczególną obserwacją. Dochodzenie jak na warunki kościelne toczyło się bardzo szybko, zebrane dokumenty musiały być rzetelne, skoro przekonały Watykan. Z kolei surowość sankcji i szybki upadek biskupa pokazuje, że nie ma w Kościele osób nietykalnych.

Kara na łożu śmierci

Kolejna sprawa dotyczyła kard. Henryka Gulbinowicza. Kościelne dochodzenie, wszczęte po pierwszym filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, nadzorował kard. Kazimierz Nycz. Zarzuty wobec Gulbinowicza koncentrowały się na molestowaniu seksualnym, utrzymywaniu stosunków homoseksualnych oraz współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa PRL.

W wyniku dochodzenia Watykan podjął ostre kroki wobec kard. Gulbinowicza: zakazał mu uczestnictwa w publicznych celebracjach, używania insygniów biskupich, pozbawił prawa do pochówku w katedrze i nakazał wpłacenie darowizny na rzecz Fundacji św. Józefa, która ma pomagać ofiarom pedofilii. 10 dni po ogłoszeniu decyzji papieża kard. Gulbinowicz zmarł i został pochowany w rodzinnym grobowcu w Olsztynie.

To bezprecedensowa sprawa przynajmniej w historii polskiego Kościoła. Watykan musiał mieć solidne podstawy wydając taką decyzję. Kardynał został ukarany tuż przed śmiercią i w zasadzie nie można było nałożyć na niego już bardziej dotkliwych sankcji.

Grób kard. Henryka Gulbinowicza na cmentarzu w Olsztynie

Szybkie dochodzenia i decyzje Watykanu nie zmieniają jednak podstawowego faktu: kary pojawiły się o kilkadziesiąt lat za późno. Wydaje się, że, mimo wszystkich ostatnich wydarzeń, Kościół w Polsce nie szuka samooczyszczenia, ale reaguje dopiero w sytuacji kryzysowej wywołanej przez dziennikarzy. Taka postawa może prowadzić jedynie do wybuchu kolejnych skandali w przyszłości.

Problematyczne listy kard. Dziwisza

Rok 2020 był także trudny dla kard. Stanisława Dziwisza, byłego wieloletniego sekretarza papieża Jana Pawła II i emerytowanego arcybiskupa krakowskiego. Hierarcha musiał zmierzyć się z dwoma listami. Pierwszy dotyczył sprawy tuszowania pedofilii w Polsce, drugi stał się powszechnie znany za sprawą głośnego watykańskiego raportu dotyczącego byłego kardynała Theodore’a McCarricka, który dopuszczał się między innymi molestowania nieletnich.

Zacznijmy od sprawy watykańskiej. W 2000 r. arcybiskup Newark Theodore McCarrick był jednym z kandydatów do awansu na prestiżowe stanowisko arcybiskupa Waszyngtonu. Jednak już wiele lat wcześniej pojawiły się oskarżenia o to, że molestował nieletnich i sypiał z klerykami. Sam McCarrick od początku zaprzeczał wszystkim doniesieniom.

W mijającym roku Watykan opublikował bezprecedensowy raport w sprawie amerykańskiego hierarchy. Dokument wyjaśnia, jak doszło do jego awansu, mimo pojawiających się oskarżeń, o których Jan Paweł II wiedział. Ważną rolę w sprawie odegrał kard. Dziwisz. Do jego rąk w niewiadomy sposób trafił list McCarricka, który zaprzecza wszystkim zarzutom. Prawdopodobnie to pismo ostatecznie zaważyło na decyzji Jana Pawła II, który awansował McCarricka.

Theodore McCarrick, fot. z 2018 roku

Jak wynika z watykańskiego raportu, sprawa listu amerykańskiego hierarchy do biskupa Dziwisza jest pełna niejasności. Nie wiemy, jaką drogą list był nadawany i odbierany, jego kopia zaginęła w nuncjaturze w USA, do której wysłał go sam Dziwisz, zaginął również inny list do bpa Dziwisza.

Choć sprawa McCarricka jest znana od lat, a sam były kardynał został wydalony ze stanu duchownego, to jednak raport rzucił cień na zachowanie ówczesnego sekretarza Jana Pawła II. Tym bardziej że McCarrick był sprawnym organizatorem i przeznaczał duże sumy na papieskie fundacje, co mogło mu pomóc w otrzymaniu najwyższych godności kościelnych.

Sam raport nie wniósł wielu nowych informacji do sprawy McCarricka. Możliwe, że, jak od lat utrzymuje kard. Dziwisz, otoczenie Jana Pawła II działało w dobrej wierze i niepotrzebnie zaufało amerykańskiemu hierarsze. Tym niemniej niejasności wokół listów z którymi miał styczność kard. Dziwisz, z pewnością rzucają cień na jego działania.

Kolejne listy uderzają w kardynała

Druga sprawa dotyczy Polski i listu ofiary księdza pedofila Jana Wodniaka, która opowiedziała o zaniechaniach biskupa bielsko-żywieckiego Tadeusza Rakoczego. Sprawa sięga lat 80. ubiegłego wieku, pierwsze doniesienie do kościelnej hierarchii miało miejsce w 1993 r.

Ponieważ przez wiele lat nic nie działo się, pokrzywdzony Janusz Szymik zwrócił się o pomoc do ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Ten w 2012 r. spotkał się z kard. Dziwiszem, ówczesnym metropolitą krakowskim. Podczas rozmowy na ręce kard. Dziwisza trafił list z opisem sytuacji i prośbą o interwencję.

Z relacji ks. Isakowicza-Zaleskiego wynika, że arcybiskup krakowski obiecał zająć się sprawą, ale nic jednak nie zrobił. Formalnie nie miał takiego obowiązku, co nie oznacza, że nie mógł podjąć odpowiednich działań.

Onet szeroko opisywał tę sprawę. Kard. Dziwisz przed mediami przez długi czas tłumaczył, że ani listu, ani spotkania po prostu nie pamięta. Mimo kwerendy przeprowadzonej w archiwum kurii nie odnaleziono listu. Taką narrację hierarcha powtórzył jeszcze w wywiadzie dla TVN24 z początku października. Sytuacja zmieniła się dopiero po publikacji reportażu „Czarno na Białym” pt. „Don Stanislao. Druga twarz kard. Dziwisza”. Obnażył on podejście hierarchy do dziennikarzy, niechęć do odpowiedzi na trudne pytania oraz linię obrony przed niewygodnymi pytaniami, czyli rzekomy atak na św. Jana Pawła II.

Ostatecznie list od Janusza Szymika odnalazł się w archiwum krakowskiej kurii. Jego poszukiwania trwały długie miesiące. Wszystko przez omyłkową datę, którą podał ks. Isakowicz-Zaleski. Spotkanie nie odbyło się bowiem 21 kwietnia 2012 r., ale 24 kwietnia 2012 r. Trudno nie zadać pytania, dlaczego zarządzona przez kardynała kwerenda nie objęła całego miesiąca, a tylko jeden dzień.

Ciekawym zbiegiem okoliczności jest też fakt, że list znalazł się bardzo szybko po publikacji reportażu TVN24, a kardynał „przypomniał sobie” całą sprawę. Co więcej nie poinformował o tym wszystkim mediów, a jedynie prawnika, który opisał od strony prawa kanonicznego obowiązki jakie spoczywały na ówczesnym arcybiskupie krakowskim w związku z otrzymaniem listu.

Linia obrony: Jan Paweł II

Janusz Szymik wysłał dwa listy do papieża Franciszka w swojej sprawie. Prosi w nich o zbadanie zachowania kard. Stanisława Dziwisza i abpa Stanisława Gądeckiego, którzy według niego nie spełnili swoich obowiązków względem niego jako ofiary księdza pedofila. Kard. Dziwisz do tej pory nie spotkał się z Szymikiem, mimo deklaracji o chęci takiej rozmowy.

Kard. Dziwisz wiele wysiłku włożył w to, aby sprawy kard. McCarricka i Janusza Szymika przedstawić jako próbę ataku na św. Jana Pawła II. W ostatnim opublikowanym w grudniu wywiadzie dla TV Trwam kardynał stwierdził: – Żeby uderzyć w papieża, to trzeba też uderzyć w ludzi, którzy z nim współpracowali. To była nasza służba papieżowi, a poprzez papieża mojej ojczyźnie. Jeśli moja ojczyzna tego nie widzi, a kiedyś widziała, to niewątpliwie powoduje u mnie ból, ale przebaczam.

Św. Jan Paweł II

Czy od strony formalnej hierarcha jest „czysty” i nie przekroczył żadnych przepisów wynikających z prawa kościelnego, to się jeszcze okaże. Ale nawet jeśli tak, to część katolików jest oburzonych postawą kardynała i jego tłumaczeniami. Wiele osób zadaje sobie pytanie, czy tak właśnie zachowałby się Jan Paweł II w podobnej sytuacji.

Kard. Dziwisz deklarował, że chce wyjaśnić wszelkie wątpliwości przed niezależną komisją. Jak na razie jednak takowa nie powstała. Dla wiarygodności kardynała, ale i całego Kościoła warto byłoby przyspieszyć działania w tej sprawie.

Problemy trzech kolejnych biskupów

2020 r. nie był najlepszy także dla trzech innych polskich biskupów. W sierpniu na emeryturę przeszedł metropolita gdański abp Sławoj Leszek-Głódź. Hierarcha był oskarżany o mobbing i zaniechania w sprawie procesu oskarżonego o molestowanie ks. Andrzeja Dymera. W związku z tymi sprawami rozpoczęło się dochodzenie kanoniczne prowadzone przez kard. Kazimierza Nycza. Taka decyzja Stolicy Apostolskiej oznacza, że zarzuty wysuwane wobec byłego metropolity są poważne i dobrze udokumentowane.

Wpadkę zaliczył także metropolita łódzki abp Grzegorz Ryś, który również został oskarżony o brak reakcji na zawiadomienie o działalności księdza pedofila. Osoby znające specyfikę polskiego Kościoła wiedzą, że abp Ryś jest ostatnią osobą, która kryłaby podobne sprawy. Jednak w odpowiedzi na zarzuty hierarcha (a właściwie jego współpracownicy) opublikowali w sieci oświadczenie oraz list, w którym znalazło się nazwisko ofiary. To duża wizerunkowa wpadka, za którą arcybiskup kilkukrotnie przepraszał. I choć formalnie hierarcha nie złamał kościelnych procedur, to sprawa odbiła się szerokim echem. Warto też dodać, że abp Ryś spotkał się ostatecznie z ofiarą i także ją wiele razy przepraszał za zaniedbania Kościoła.

Abp Grzegorz Ryś

Fala krytyki wylała się również po decyzji abpa Rysia, aby nie wypłacić odszkodowania w wysokości miliona złotych ofiarom molestowania księdza, którzy powiedzieli swoją historię w filmie braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”. Sprawa trafiła do sądu, a arcybiskupowi zarzucono brak współczucia wobec ofiar. Jednak warto też wspomnieć, że sprawa dotyczy diecezji kaliskiej, w której abp Ryś jest jedynie administratorem. Być może hierarcha nie chciał podejmować tak poważnych decyzji finansowych w zastępstwie biskupa, który zapewne niedługo obejmie urząd.

Sprawa w sądzie może się zresztą zakończyć porażką diecezji. W mijającym roku sąd wydał ważny wyrok dla ofiar księży pedofilów. 3 grudnia ostatecznie zdecydowano, że archidiecezja wrocławska i diecezja bydgoska mają zapłacić 300 tys. zł zadośćuczynienia dla ofiary byłego już księdza Pawła K.

Na początku roku głośna była też sprawa abpa Jana Pawła Lengi, emerytowanego hierarchy z Kazachstanu, który został zmuszony przez Watykan do rezygnacji, opuszczenia kraju i trafił do domu księży Marianów w Licheniu. Arcybiskup słynął z bardzo kontrowersyjnych wypowiedzi, oskarżał papieża Franciszka o herezję i miał mu za złe „zesłanie” do Polski. Sprawa jest tajemnicza, nie są znane powody decyzji wobec hierarchy. Jednak ostatecznie od jego słów odcięła się Konferencja Episkopatu Polski, a bp Wiesław Mering zakazał mu publicznego sprawowania liturgii i publicznych wypowiedzi.

Aborcyjny sukces?

Kolejną ważną sprawą dla Kościoła był wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 22 października, który de facto zniósł obowiązujący dotąd w Polsce kompromis i uznał aborcję ze względu na ciężkie wady płodu za niedopuszczalną w świetle konstytucji. Kościół nieustępliwie opowiada się za ochroną życia od poczęcia do naturalnej śmierci. Z tej perspektywy wyrok można uznać za sukces biskupów, katolickich organizacji pro life, o. Rydzyka i wielu duchownych domagających się wcześniej całkowitego zakazu aborcji.

Sukces ten ma jednak nieco gorzki smak. Po latach obowiązywania kompromisu, który nie zadowalał nikogo, obudzono ogromne społeczne emocje, z których część uderzyła w Kościół. Czy słusznie? Stanowisko Kościoła w sprawie aborcji jest jasne, często artykułowane i powszechnie znane. Nie ma co się zatem dziwić, że część odpowiedzialności za wyrok Trybunału spadł w oczach wielu Polaków na Kościół.

Wyrazem gniewu były wielotysięczne protesty i wulgarne hasła adresowane w kierunku księży, ale także polityków, którzy starają się wykorzystywać instrumentalnie Kościół. To cena jaką płaci polski katolicyzm za mariaż tronu z ołtarzem.

Żandarmeria ochrania Kościół św. Krzyża w Warszawie, 30.10.2020

Widać to było na ulicach w czasie protestów. W sumie w całej Polsce odnotowano 22 wtargnięcia na msze i 79 uszkodzeń elewacji kościołów. Na te wydarzenia zareagował polityk: Jarosław Kaczyński. – Musimy bronić kościołów. Za każdą cenę. Wzywam wszystkich członków PiS i tych, którzy nas wspierają do tego, żeby wzięli udział w obronie Kościoła – mówił Kaczyński w specjalnym nagraniu, które ukazało się w związku z atakami na kościoły. Słowa szefa PiS mogły zostać odebrane jako kolejny ewidentny dowód na zbyt głębokie związki polityki z Kościołem. De facto były bezprecedensowym wezwaniem do zorganizowania „pospolitego ruszenia”. Obroną kościołów miały się zająć nie powołane do tego służby, ale cywile.

Odwrotny efekt starań Kościoła

Ataki na kościoły (ani jakiekolwiek inne miejsca) nigdy nie powinny mieć miejsca. Jednak bardziej zastanawiające od fizycznych aktów agresji było coś innego: na ulice wyszły tłumy ludzi młodych, nastolatków, studentów. To grupa, do której Kościół stara się dotrzeć od lat. Hierarchowie jak mantrę powtarzali, że „młodzi odchodzą z Kościoła”. Sytuacja po wybuchu protestów powinna im uświadomić nie tylko że odchodzą, ale że mają jak najgorsze zdanie o Kościele, a nawet są gotowi do fizycznych ataków. Wszystko to oznacza, że dotychczasowe działania biskupów przyniosły skutek odwrotny od zamierzonego: młodzi uciekają i nie czują szacunku do instytucji, która chciałaby być dla nich moralnym kompasem.

Komunikacja biskupów po protestach była dość lakoniczna. Prezydium KEP przypomniało, że Kościół zawsze będzie bronił życia i jednocześnie stwierdziło, że „niepokojem napawają również wulgarny język, którym posługuje się część protestujących, niszczenie mienia społecznego, przypadki dewastacji kościołów, profanacji miejsc świętych czy uniemożliwianie sprawowania w nich liturgii”. Po raz kolejny ze strony hierarchów forma komunikacji była zachowawcza.

Niestety co najmniej kilku kapłanów nie zareagowało stosownie na protesty. Proboszcz z Czernikowa koło Torunia wyszedł do kobiet z bronią palną za co został zawieszony, inny ksiądz na Twitterze przekonywał, że osoby popierające Strajk Kobiet nie powinny przystępować do komunii. Inny kapłan został ukarany za słowa o tym, że kobiety w spodniach są „obrzydliwością w oczach Pana”, zaś jeszcze inny podczas protestów wykonywał wulgarne gesty.

Jest też jednak wątek bardziej optymistyczny. W związku z protestami powstał „Apel zwykłych księży” podpisany jak dotąd przez kilkuset duchownych z całej Polski. Kapłani proszą w nim, aby skończyć z wykorzystywaniem religii do celów politycznych, nie godzić się z nierównym traktowaniem kobiet i mężczyzn, skończyć z dyskryminacją i wspieraniem sił ksenofobicznych. Apelują także o wspieranie najsłabszych, dialog z osobami myślącymi inaczej, rozliczenie się z kościelną przeszłością.

List wywołał spore poruszenie w środowisku Kościoła i jest bardzo pozytywnym wyrazem oddolnego ruchu kapłanów, którzy coraz odważniej deklarują niechęć do mentalności klerykalnej i przekonania o byciu „oblężoną twierdzą”.

Kościół a pandemia

Pandemia wywróciła życie wszystkich ludzi i instytucji do góry nogami, nie inaczej było z Kościołem. Polscy biskupi zareagowali na zagrożenie koronawirusem stosunkowo szybko. Zanim zdiagnozowano pierwszego pacjenta przypominano już o zasadach higieny oraz możliwości przyjmowania komunii świętej na rękę. 12 marca pojawiły się rekomendacje dla biskupów dotyczące udzielania dyspensy od uczestnictwa w mszach świętych dla osób, które czuły się zagrożone zakażeniem.

24 marca ograniczono liczbę osób mogących brać udział w uroczystościach religijnych do pięciu. Kościół podporządkował się wszystkim restrykcjom zalecanym przez władze. Święta wielkanocne przeżyliśmy w czasie całkowitego lockdownu. Po raz pierwszy wielu katolików uczestniczyło w liturgii Wielkiego Tygodnia łącząc się z kościołami przez media. Podobnie przebiegały święta Bożego Narodzenia.

Pandemia przyspieszyła wprowadzenie w Polsce możliwości przyjmowania komunii świętej na rękę. To sposób uznawany w Kościele na całym świecie, jednak w naszym kraju był rzadko stosowany. Dopiero zagrożenie epidemiczne zmusiło biskupów i księży do zmiany nastawienia i wprowadzenia takiej możliwości, mimo że stoi ona w sprzeczności z wielowiekową polską tradycją.

Komunia święta na rękę

tłoczeni w epidemiczne ograniczenia księża zaczęli organizować życie parafii w inny sposób. Epidemia zdecydowanie przyspieszyła przejście liturgii i modlitwy do świata wirtualnego. Instytucja uważana przez wielu za anachroniczną dobrze poradziła sobie sytuacją. Praktycznie o każdej godzinie z niemal wszystkich miejsc i parafii wierni mogą uczestniczyć w transmisjach mszy i innych nabożeństw na żywo.

W modlitwie różańcowej na kanale „TeoBańkologia” prowadzonej przez ks. Teodora Sawielewicza z Oleśnicy, w rocznicę śmierci papieża Jana Pawła II uczestniczyło blisko 200 tys. osób. Ogromną popularnością cieszą się również modlitwy online i filmy prowadzone przez dominikanina o. Adama Szustaka OP oraz innych zakonników pracujących nad rozwojem „Katolickiego Netfliksa”. Za pośrednictwem Fundacji Malak i o. Szustaka udało się ostatnio zebrać 600 tys. złotych na psychiatrię dziecięcą.

Nie wszyscy księża postrzegają podobne rozwiązania za słuszne i potrzebne. Wielu kapłanów i to z ambon sprzeciwiało się restrykcjom, negowało pandemię lub przyjmowanie komunii świętej na rękę. Uwidoczniło to po raz kolejny luki w edukacji seminaryjnej, ale też źle rozumiany tradycjonalizm kościelny.

Na początku pandemii ks. prof. Tadeusz Guz stwierdził między innymi, że „Bóg nie rozprzestrzenia wirusów”, a na msze można swobodnie przychodzić i przyjmować komunię świętą do ust. W odpowiedzi ks. prof. Alfred Wierzbicki nazwał ks. Guza „skończonym durniem”. Ostatecznie biskupi odcięli się od poglądów ks. Guza, zaś ks. Wierzbicki przeprosił za swoje słowa.

Przez cały rok media nagłaśniały różne kontrowersyjne wypowiedzi duchownych z ambon. I choć w poprzednich latach również padały budzące emocje słowa jak te abp Marka Jędraszewskiego o „tęczowej zarazie”, to rok 2020 przyniósł ich istną lawinę. Był to między innymi efekt pandemii, fakt że ludzie mogli oglądać transmisje i zapisy kazań. Kościół z pewnością jest też dużo bardziej obserwowany przez media i wiernych, którzy tracą do niego zaufanie. Być może polscy księża po prostu nie zdali sobie z tego jeszcze sprawy.

Widmo bankructwa

Pandemia uderzyła polskich księży po kieszeniach. W Polsce mamy ponad 10 tys. parafii. Koszty ich utrzymania różnią się w zależności od m.in. liczby wiernych, położenia, wielkości świątyni. W dużych miastach koszty takie mogą przekraczać milion zł. rocznie. W małych miejscowościach i na wsiach mogą sięgać od kilkudziesięciu do ponad 100 tys. zł. Pomiędzy małymi i wielkimi parafiami pozostają te średnie, których koszty utrzymania także znacząco różnią się od siebie.

Księża, z którymi udało nam się porozmawiać twierdzą, że przychody z tacy i ofiar składanych na msze spadły diametralnie. Są o kilkadziesiąt procent niższe niż przed rokiem. Nadzieję na odbudowę finansów przyniosły wakacje i poluzowanie obostrzeń, jednak kolejny lockdown na jesieni pogrzebał budżety wielu parafii.

Datkomat w kościele na Wyspie Sobieszewskiej – pierwszy taki w Polsce zainstalowano w 2020 roku

-Te trzy miesiące można było przeżyć z oszczędności. Ale jeśli obniżenie liczby wiernych na mszach będzie trwać, to może dojść do katastrofy. Nie wykluczając bankructw najbiedniejszych parafii – mówił szef KAI Marcin Przeciszewski w lipcowej rozmowie z „Newsweekiem”.

W najtrudniejszej sytuacji są parafie na wsiach. Wielu osobom z powodu pandemii zwyczajnie zaczęło brakować pieniędzy, dlatego nie wspierają już swoich kościołów. Jak dotąd nie ogłoszono żadnej upadłości parafii w Polsce, bo biskupi często wspierają proboszczów w tarapatach finansowych.

Jednak spadek dochodów parafii oznacza spadek dochodów diecezji. Być może poważniejsze skutki finansowe proboszczowie odczują dopiero w przyszłym roku. Widmo bankructwa parafii czy nawet diecezji nie jest takie odległe jak mogłoby się wydawać. Tylko w tym roku upadłość ogłosiły dwie amerykańskie diecezje. Problemem była zarówno pandemia, jak i konieczność wypłaty odszkodowań ofiarom molestowania.

Jak na razie księża sobie radzą, jednak wciąż ponawiają apele do wiernych o wsparcie w związku z trudną sytuacją finansową spowodowaną przez pandemię.

Kościół w Polsce już się nie rozwinie

Trudno dziś przewidzieć skutki pandemii dla Kościoła w Polsce. Z jednej strony ograniczyła ona bezpośredni kontakt parafian z duchownymi, zmniejszyła się liczba wiernych uczestniczących w nabożeństwach. Eksperci sugerują, że pandemia może wzmocnić obserwowany od lat trend odchodzenia od praktyk religijnych w Polsce i na świecie.

Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego (ISKK) opublikował badania dotyczące religijności Polaków. Rok 2019 nie przyniósł żadnych zaskoczeń, jeśli chodzi o trendy w polskim Kościele. Instytucje katolickie powoli słabną, zmniejsza się liczba uczestniczących regularnie we mszach świętych, a na mniej więcej stałym poziomie utrzymuje się liczba osób przystępujących do komunii.

Szef ISKK ks. dr Wojciech Sadłoń określa tę rzeczywistość jako „dojrzały wiek” Kościoła w Polsce. – Katolicyzm w Polsce doszedł do granic swojego rozwoju instytucjonalnego – zauważa ekspert.

Mijający rok tylko pogłębił kryzys wywołany pedofilią w Kościele, co prawdopodobnie odbije się jeszcze mocniej na zaufaniu do instytucji w nadchodzących latach.

Z danych ISKK można wnioskować, że skandale nie wpływają znacząco na postawy osób religijnych, uczestniczących aktywnie w życiu Kościoła i przyjmujących regularnie komunię. Wpływają natomiast na osoby niezdecydowane, których religijność jest powierzchowna, lub wynika tylko z przywiązania do tradycji. I to właśnie wśród tych grup spadek zaufania do instytucji kościelnych jest największy.

Po pandemii do kościołów?

Interesujące badania dotyczące religijności Polaków w czasach pandemii i po poluzowaniu obostrzeń przeprowadził CBOS. Na wykresie, który prezentujemy poniżej, porównano jak wyglądało zachowanie ludzi w czasie obowiązywania największych restrykcji epidemicznych (do maja) oraz jakie było w okresie poluzowania obostrzeń (wrzesień).

Wyniki badań CBOS

Sondaż wyraźnie pokazuje, że po poluzowaniu obostrzeń Polacy wrócili do kościołów i tradycyjnych form przeżywania wiary. Zmniejszyła się też liczba osób korzystających z transmisji nabożeństw online. Wszystko to sugeruje, że po opanowaniu pandemii Polacy wrócą do kościołów.

CBOS pytał także o czas poświęcony na praktyki religijne w dobie epidemii. 56 proc. badanych stwierdziło, że nic się nie zmieniło i modli się tyle samo, co wcześniej, 13 proc. zadeklarowało, że modli się mniej, a 6 proc., że więcej. 23 proc. badanych stwierdziło, że nie uczestniczy w praktykach religijnych.

Badania CBOS prowadzone w maju oraz wrześniu nie dają jednak pełnego obrazu ewentualnych zmian, jakie pandemia przyniosła w religijności Polaków. W kolejnych miesiącach druga fala epidemii przetoczyła się przez świat i nie wiadomo jeszcze, jak wpłynęła na postawy ludzi.

– Wśród osób uczestniczących regularnie w praktykach religijnych jest część, która pod wpływem epidemii może rozluźnić swoje więzi z Kościołem poprzez spadek praktyk oraz dystansowanie się do jego nauczania – ocenia ks. dr Sadłoń.

Kościół bez przyszłości? [KOMENTARZ]

To był ważny, choć trudny rok dla Kościoła w Polsce. Dzięki niemu duchowni oraz wierni mieli szansę na głębsze uświadomienie sobie kilku kwestii.

Kościół potrzebuje oczyszczenia, a czas na półśrodki i zamiatanie spraw pod dywan minął. Skala nadużyć seksualnych przeraziła chyba wszystkich – niezależnie od tego czy są wierzący, czy nie. Tylko pełna przejrzystość postępowań przy poszanowaniu osób poszkodowanych, przyspieszenie toczących się spraw oraz zwykłe, ludzkie przeprosiny za wszelkie zaniedbania mogą uratować wiarygodność Kościoła w tej kwestii. Jeśli sam Kościół nie upora się kategorycznie ze swoją przeszłością, to może nie mieć już przyszłości w Polsce. A rozliczenie i tak nadejdzie, tyle że inicjowane przez media.

Z drugiej strony trzeba oddać, że Kościół pod wodzą Franciszka idzie drogą oczyszczenia. Dobre tego oznaki widać także w Polsce, czego dowodzi między innymi szybkie zakończenie sprawy bp Janiaka czy kard. Gulbinowicza. Także biskupi diecezjalni coraz częściej decydują się na kroki wcześniej nie do pomyślenia. Diecezja tarnowska pod wpływem zarzutów o przewlekanie postępowania w sprawie ofiary księdza pedofila opublikowała całą chronologię zdarzeń, przeprosiła za opieszałość i zadeklarowała pełną przejrzystość działań.

Księża powinni też sobie uświadomić że są teraz na świeczniku. Od zawsze byli, jednak aktualnie każde słowo, gest, ruch mogą zostać zapisane, a następnie napiętnowane przez ludzi niekoniecznie przychylnych Kościołowi. Kapłani muszą liczyć się z tym, że ich słowa mogą zostać źle odebrane, mogą obrazić innych. Księża choć mają prawo do swoich poglądów i wad, to jednak powinni wykazywać dużo większą wrażliwość na dolę ludzi, szczególnie tych skrzywdzonych, ale także młodych. Taka zmiana mentalności pomoże uwiarygodnić ewangeliczny przekaz Kościoła.

Osobiście jestem głęboko przekonany, że w Kościele jest dużo, dużo więcej dobra niż zła. Zło jednak też istnieje i jeśli nie jest rozliczane, a ukrywane, to powoduje dużo większe szkody i przyćmiewa pozytywną działalność katolików – zarówno świeckich jak i duchownych. Wiarygodność Kościoła zależy od przestrzegania standardów dotyczących prawdy i sprawiedliwości. Tylko wtedy głoszenie nauczania Jezusa może być skuteczne.

Choć trendy wykazywane przez badania są fatalne, to jednak pojawia się również coraz więcej dobrych i pożytecznych inicjatyw, ukazujących odseparowaną od polityki i ewangeliczną twarz Kościoła. I oby takich działań było jeszcze więcej w 2021 r.

https://wiadomosci.onet.pl/religia/aktualnosci/kosciol-katolicki-w-pols…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.