Redaktor i Dziennikarz Onet Wiadomości

W piątkowym reportażu „Czy Pan Bóg zapomniał o Międzybrodziu?” opisałem, jak ks. Jan Wodniak – przez 35 lat proboszcz parafii w Międzybrodziu Bialskim – w latach 1984-1989 wykorzystywał seksualnie Janusza Szymika. Z moich ustaleń wynika, że ofiar może być znacznie więcej, począwszy od połowy lat 70. aż do 2010 r. O tym, że w 2010 r. był molestowany przez duchownego poinformował w tym roku kurię oraz prokuraturę jeden z byłych ministrantów tej parafii


Jak tuszowano pedofilię ks. Wodniaka


W sobotę natomiast w reportażu „Jak kardynał i biskupi tuszowali pedofilię księdza Jana Wodniaka” przedstawiłem
mechanizm, który polegał na ukrywaniu przestępstw ks. Jana Wodniaka. Biskupi, kardynał Stanisław Dziwisz, a także
nuncjusz apostolski w Polsce abp Salvatore Pennacchio mają na swoim sumieniu poważne zaniechania w sprawie Janusza Szymika.

W drugim tekście pojawiły się również zarzuty względem obecnego biskupa bielsko-żywieckiego Romana Pindla.

-W grudniu 2014 r. zostałem przesłuchany przez przedstawicieli Kościoła. Dopiero w lutym 2016 r. w bielskiej kurii
spotkałem się z mecenasem Michałem Kelmem, który wtedy dla niej pracował. Dałem mu listę nazwisk innych osób, które mogły być skrzywdzone przez Wodniaka. Z tego spotkania powinien zostać sporządzony protokół – mówił mi skrzywdzony przez ks. Wodniaka Janusz Szymik.

Bielsko–żywiecka kuria zapewniała mnie jednak, że: „biskup nie otrzymał listy ofiar, jedynie w trakcie procesu pojawiały się sugestie o istnieniu innych pokrzywdzonych. Ponieważ nie istniała możliwość kontaktu z nimi, zwróciliśmy się z prośbą do osób zgłaszających nadużycia o poinformowanie innych pokrzywdzonych o możliwości złożenia skargi”.

Co to znaczy, że „nie istniała możliwość kontaktu z ofiarami”?

„Zgodnie z aktami sprawy zostały wskazane dwie dodatkowe ofiary, przy czym jedna z nich zgłosiła się, a druga ofiara została wskazana tylko z imienia i nazwiska prawdopodobnie przebywająca w bardzo dużym mieście poza terenem diecezji” – czytam w odpowiedzi.

-To nieprawda. Na liście, którą sporządził prawnik, nazwisk ofiar było znacznie więcej i nikt się z nimi nie skontaktował –nie zgadza się Szymik.

Napisałem również, że 11 września, w piątek, tuż po publikacji mojego pierwszego reportażu – „Czy Pan Bóg zapomniał o Międzybrodziu?”, do Janusza Szymika odezwał się wikariusz generalny diecezji bielsko-żywieckiej i chciał rozmawiać z nim o kolejnych ofiarach, które ten zgłosił sześć lat temu.

https://wiadomosci.onet.pl/opinie/sprawa-ksiedza-pedofila-jana

Kuria bielsko-żywiecka odpowiada

Po tych publikacjach swój komunikat w tej sprawie wydała kuria bielsko-żywiecka.
„W związku z rozmowami prowadzonymi z dziennikarzami, w tym z Panem Szymonem Piegzą, pojawiła się informacja o
możliwości istnienia listy potencjalnych ofiar, o której wspomniano w dzisiejszym artykule, a którą pokrzywdzony miał dostarczyć do Kurii. Biskup Bielsko-Żywiecki postanowił zweryfikować wspomnianą informację i zarządził przeprowadzenie wewnętrznego dochodzenia” – zapewnia dyrektor Centrum Informacyjno-Medialnego Diecezji Bielsko-Żywieckiej ks. Mateusz Kierczak.
„Dochodzenie trwało 10.08-07.09.2020 r. W wyniku przeprowadzonego dochodzenia należy stwierdzić, że lista nie pojawia się na żadnym etapie postępowania – potwierdza to szczegółowa analiza dokumentacji sprawy. Listy nie otrzymała również żadna osoba zaangażowana w proces przeciwko ks. Janowi W.” – czytamy dalej.

Kuria bielsko-żywiecka zwraca się też bezpośrednio do mnie, wytykając mi błąd i prosząc bym sprostował, że tamtejszy
wikariusz generalny zadzwonił wczoraj do Janusza Szymika nie po to, by rozmawiać z nim o ofiarach, które ten zgłosił
biskupowi sześc lat temu, ale by zapytać o listę ofiar, którą miał przekazać cztery lata temu. Dodano jeszcze, że
przedstawiciele kurii przeprowadzili wstępne dochodzenie kanoniczne, ale nie odnaleźli innych pokrzywdzonych.


Bielscy hierarchowie nie pamiętają ważnych faktów

Zanim razem z ofiarą księdza pedofila Januszem Szymikiem odniesiemy się do powyższego oświadczenia, chciałby zadać księdzu biskupowi Pindlowi jedno pytanie: czy ksiądz wiedział o komunikacie opublikowanym w sobotę na stronie diecezji i naprawdę zaakceptował je w takiej formie? Jestem zaskoczony, ponieważ w tym tekście ani razu nie wyrażono skruchy, ani razu nie przeproszono ofiar. Mam wrażenie, że nawet nie zwrócono uwagi na ból i wieloletnie cierpienie ich oraz ich rodzin.

Kolejną kwestią, której nie potrafię zrozumieć, to brak przyznania się do błędu ze strony przedstawicieli kurii bielskożywieckiej, a jedynie chęć przekonania nas, że przez lata postępowano zgodnie z prawem, zaś to, co twierdzi ofiara księdza — jest po prostu nieprawdą. Inaczej te wydarzenia zapamiętał jednak sam Janusz Szymik.

11 lutego 2014 r. w obecności świadków pierwszy raz spotkałem się z bp. Pindlem. Już podczas tej rozmowy powiedziałem mu, że mam podejrzenia, że ofiar jest więcej. On jednak nie sporządził z mojej relacji żadnej listy – przypomina sobie ofiara ks. Wodniaka.

Jest to więc pierwsza informacja wskazująca na to, że ordynariusz bielsko-żywiecki otrzymał szczegółowe informacje na
temat kolejnych możliwych ofiar. Ponadto w aktach sprawy Szymika powinien znajdować się jego rys psychologiczny, który 15 lutego 2014 r. na zlecenie kurii przygotował o. Tadeusz Florek.

„P. Janusz zna też inne osoby, które mogły być poszkodowane i wykorzystywane przez ks. Jana, lecz domaganie się
sprawiedliwości leży w ich rękach i inicjatywie. On pragnie zrobić wszystko, aby takie sytuacje więcej się nie powtórzyły i by inne dzieci nie zostały wykorzystywane przez wspomnianego proboszcza” – można przeczytać w dokumencie, do którego dotarłem, a który jest kolejnym dowodem na to, że kuria miała informacje o kolejnych pokrzywdzonych. Dlaczego nie zaczęto ich szukać?

Do prowadzenia sprawy Janusza Szymika bp Pindel wyznaczył swojego pomocnika – bp. Piotra Gregera. Niedługo po tym ofiara wykorzystywania seksualnego została zaproszona przez niego na przesłuchanie. Na sam koniec obie strony podpisały protokół, którego oryginał musi znajdować się w aktach sprawy.

-Podczas przesłuchania bp Greger zadawał mi bardzo szczegółowe pytania. W tym również pytania o to, czy znam inne
osoby pokrzywdzone. Ja zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że znam, ale postanowiliśmy wpisać do protokołu, że pozostałe ofiary mają się same zgłosić i rozpocząć własne sprawy – opowiada Szymik, co jest kolejnym potwierdzeniem, że biskupi bielscy wiedzieli o kolejnych domniemanych skrzywdzonych. W tej samej sprawie przesłuchiwane przez bp. Gregera były również inne osoby. Czy biskup odnalazł te protokoły?
Powyższy fakt potwierdza również wczorajsze oświadczenie bp Gregera, w którym pisze on:

„W trakcie postępowania wstępnego spotkałem się oraz przeprowadziłem rozmowę z Pokrzywdzonym 14 lutego 2014r. oraz trzema świadkami w dniach 14, 15 i 26 lutego 2014 r. W trakcie postępowania wstępnego pojawiły się sugestie o istnieniu dwóch innych pokrzywdzonych nie znanych z wieku i dokładnego miejsca zamieszkania. Na tym etapie brakowało jednak wystarczających danych do kontaktu z tymi osobami” – czytamy. Dlaczego bielscy hierarchowie zaprzeczają sami sobie?

-W lutym 2016 r. spotkałem się z mecenasem Michałem Kelmem oraz audytorem ks. Krzysztofem Ziębą, którzy pracowali wtedy dla bielskiej kurii. Wręczyłem listę nazwisk innych osób, które mogły być skrzywdzone przez Wodniaka – zapewnia Janusz Szymik. To właśnie tej listy nie może odnaleźć dzisiaj biskup Pindel.

https://wiadomosci.onet.pl/opinie/sprawa-ksiedza-pedofila-jana-wodni…

Sporządzenie takiej listy i dołączenie jej do akt sprawy to standardowa procedura we wstępnym dochodzeniu kanonicznym.
Z ostatniego oświadczenia kurii wiemy, że takie dochodzenie rozpoczęło się 25.01.2016 r. Również ze spotkania Kelma z Szymikiem powinien zostać sporządzony protokół. Razem z Januszem Szymikiem zwracamy się dziś do kurii bielskożywieckiej, by opublikowano ten dokument razem z jego załącznikami. W ten sposób kuria, ale również ofiara mogą zmierzyć się z prawdą.
„W ramach dochodzenia wstępnego nie odnaleziono innych pokrzywdzonych, z tego powodu współpraca z panem
mecenasem została zakończona dekretem z dnia 31 marca 2016 r.” – pisze ks. Kierczak w swoim oświadczeniu.

Dlaczego kuria nie odnalazła pokrzywdzonych, skoro wielokrotnie wspominał o nich Janusz Szymik? Na to pytanie nie
dostaliśmy już odpowiedzi.

„Zgodnie z aktami sprawy zostały wskazane dwie dodatkowe ofiary, przy czym jedna z nich zgłosiła się, a druga ofiara została wskazana tylko z imienia i nazwiska prawdopodobnie przebywająca w bardzo dużym mieście poza terenem diecezji” – tłumaczył mi niedawno ks. Kierczak. Jednak, jak ustaliłem, z żadnym z nich kuria również się nie skontaktowała.

To jednak nie wszystko. Jak napisałem w reportażu „Czy Pan Bóg zapomniał o Międzybrodziu?”: na początku 2020 r. biskup Pindel otrzymał kolejne zgłoszenie dotyczące wykorzystywania seksualnego nieletniej osoby przez ks. Jana Wodniaka. Ofiara wieloletniego wykorzystywania została przesłuchana pod koniec lutego br., a podczas tego spotkania także podała nazwiska osób, które jego zdaniem mogły doświadczyć tego samego. Z moich ustaleń wynika, że wśród wymienionych są osoby, z którymi do tej pory nikt z kurii się nie skontaktował, a to poważne zaniedbanie, które jest opisane w papieskim motu proprio Vos estis lux mundi.

Biskup bezradny wobec nieposłusznego księdza

W swoim sobotnim oświadczeniu dyrektor Centrum Informacyjno-Medialnego Diecezji Bielsko-Żywieckiej ks. Kierczak
zapewnia również, że: „Biskup Bielsko-Żywiecki oraz Kuria na bieżąco monitorują wypełnianie wyroku przez ks. Jana W. W związku z doniesieniami prasowymi o nieprzestrzeganiu wyroku przez skazanego, biskup zwraca się do wszystkich, którzy dysponują wiedzą o łamaniu dekretu skazującego przez ks. Jana W. w ostatnim czasie o poinformowanie o tym kanclerza”. Drogi księże biskupie, drogi księże kanclerzu, przypominam wam, że w ostatnich latach otrzymaliście co najmniej kilka listów od mieszkańców Międzybrodzia Bialskiego, którzy niemal od samego początku postępowania alarmowali o tym, że ks. Wodniak łamie zakazy, które otrzymał. Ci ludzie wyraźnie pisali o tym, że duchowny ciągle ma wpływ na tamtejszą społeczność, parafię, a nawet próbuje oddziaływać na lokalną politykę, przekonując starych samorządowców do ponownego wzięcia udziału w wyborach czy lansuje nowych kandydatów i organizuje im lokalną kampanię społeczną. Robi wszystko, by nadal mieć nad tymi ludźmi władzę.

Co więcej, ks. Wodniak regularnie w trakcie ostatnich lat odwiedzał i ciągle odwiedza Międzybrodzie Bialskie: spędzał u nich nawet święta, przyjeżdżał na plebanię.

Księże biskupie, proszę sobie przypomnieć te listy, w których ich autorzy pytali księdza: „Czego oczekujemy? W zasadzie już niczego. Straciliśmy wiarę […] Można chyba tylko oczekiwać przestrzegania zakazu przyjeżdżania ks. Wodniaka do parafii – i o to prosimy”. Gdy ten list nie przyniósł żadnego skutku, mieszkańcy dopytywali: „Czy naprawdę nie można nic zrobić, by uwolnić parafię od pedofila Jana Wodniaka?”.

Niestety zostawiał ksiądz biskup te wszystkie listy bez odpowiedzi. Czy nie miał ksiądz biskup wystarczającej wiedzy i
dowodów na to, by zrobić z tą sprawą definitywny porządek? Czy to nie biskup właśnie odpowiada za swoich księży
diecezjalnych, a z drugiej strony winien być autorytetem i duszpasterzem dla parafian swojej diecezji?

A może pora przeprosić?
Nie będę zaskoczony, jeśli nie otrzyma ksiądz biskup kolejnych sygnałów ze strony międzybrodzian o łamaniu zakazów przez ks. Wodniaka. W związku z tym, by w końcu uzdrowić tę chorą sytuację, proszę wykorzystać moje informacje, które ustaliłem w toku dziennikarskiego śledztwa: ostatni raz ks. Wodniak był widziany w Międzybrodziu Bialskim w czerwcu br. (w ostatnim czasie przyjeżdża tylko w nocy, gdyż faktycznie boi się biskupa). Natomiast w klasztorze o. Franciszkanów w Wieluniu cały czas odprawia msze, spowiada, był widziany również w innych miejscowościach, gdzie pełnić miał zastępstwo za innych księży. To kolejny przykład na to, że zakazy, którymi został ukarany, są fikcją.

Od mieszkańców Wielunia wiem również, że nikt nie poinformował ich, z jakiego powodu ks. Jan Wodniak zaczął pełnić u nich swoją posługę. Ci ludzie, podobnie, jak część mieszkańców Międzybrodzia Bialskiego, o prawdziwych powodach
dowiedzieli się z moich reportaży. To właśnie ci mieszkańcy kierują dziś pytanie: czy ksiądz biskup zdaje sobie sprawę, że posłał pedofila w miejsce, które sąsiaduje z publicznym przedszkolem?

https://wiadomosci.onet.pl/opinie/sprawa-ksiedza-pedofila-jana-wodni…

Księże biskupie, nie znamy się osobiście, ale mieliśmy okazję do jednej, niedługiej rozmowy, po której nabrałem
przekonania, że jest w księdzu determinacja do otoczenia zranionych specjalną opieką i troską. W przypadku Międzybrodzia Bialskiego skrzywdzona może być niema cała tamtejsza społeczność. Czy to nie najlepszy moment, by uderzyć się w piersi, przyznać do popełnionych w przeszłości zaniechań, przyjechać do Międzybrodzia i w imieniu lokalnego Kościoła, na czele którego ksiądz stoi, po ludzku, bez konieczności powoływania się na procedury, przeprosić? Tego słowa „przepraszam” zabrakło niestety również w księdza ostatnim oświadczeniu skierowanym do mieszkańców Międzybrodzia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.