Jacek Tomczuk


Na biurku księdza Isakowicza-Zaleskiego w podkrakowskich Radwanowicach, gdzie prowadzi ośrodek dla osób
niepełnosprawnych intelektualnie, stoi akwarium. Dbają o nie podopieczni. – Musi mieć filtr, żeby woda się nie zamuliła, a ryby miały czym oddychać. I tego filtra w polskim Kościele nie ma. Brakuje dopływu świeżego powietrza, zaczynamy się dusić. Kościół musi być przezroczysty, a nie udawać oblężoną twierdzę. To była dobra strategia na czasy komunizmu – ks. Isakowicz-Zaleski waży słowa. Wie, że jest na wojnie z kurią krakowską, większością polskich biskupów i kard. Stanisławem Dziwiszem, któremu zarzucił kłamstwo i tuszowanie afer seksualnych.

– To nierówne starcie. Ksiądz Isakowicz-Zaleski jest samotnym wojownikiem, a za kardynałem stoją jego nazwisko,
dziedzictwo papieża i cała kościelna hierarchia. I nie mam wątpliwości, że ten system mu teraz pomaga – mówi mi
krakowski ksiądz.

– To nie jest lokalny krakowski spór, on trafia w samo sedno problemów współczesnego Kościoła na całym świecie. To spór o wiarygodność hierarchów – twierdzi ks. Kazimierz Sowa. – To spór dwóch wrażliwości i wizji Kościoła.

Kardynał nie lubi problemów

– Kardynał żyje na emeryturze jak w bańce. Ma swój dwór, chęć bywania, wpływania na Kościół, rozdawania relikwii. Chce wciąż być depozytariuszem kultu Jana Pawła II, choć nie wiadomo, czy jest do tego najodpowiedniejszą osobą – mówi ks. Isakowicz-Zaleski.

Ostatni raz rozmawiali ze sobą trzy lata temu na Rynku w Krakowie podczas tradycyjnej wigilii dla bezdomnych. Ksiądz stał jak zawsze na stoisku ze smażonymi karpiami, kard. Dziwisz do niego podszedł. – Był w dobrym nastroju, refleksyjnie żartował, że spieraliśmy się o różne sprawy – lustrację, politykę – ale to przeszłość, bo on jest już na emeryturze. Przyznałem mu rację i położyłem mu na talerz tego karpia – wspomina ksiądz.

Ale spór odżył w tym roku. Po filmie braci Sekielskich „Zabawa w chowanego” ks. Isakowicz-Zaleski udzielił wywiadu
tygodnikowi „Niedziela” i wymienił kardynała Dziwisza i arcybiskupa Józefa Kowalczyka jako tych hierarchów, którzy tuszowali skandale seksualne.

Konkrety pojawiły się we wrześniu, kiedy „Gazeta Wyborcza” opublikowała reportaż o Januszu Szymiku, gwałconym ponad 500 razy w Międzybrodziu Bialskim przez tamtejszego proboszcza. Bohater tekstu twierdził, że kard. Dziwisz znał sprawę od 2012 r., kiedy ks. Isakowicz-Zaleski opowiedział mu o niej podczas spotkania w kurii krakowskiej i wręczył list. Dziwisz zaprzeczył, jakoby wiedział o sprawie, spotkania z Zaleskim nie pamięta, żadnego listu nie dostał. Ksiądz opublikował więc kopię listu w internecie.

– Kardynał jak każdy ksiądz nie lubi problemów. Wiedział, że jak ruszy tę sprawę, to zaczną się pytania, co zrobił tamtejszy biskup – mówi osoba z kręgu Dziwisza. Poza tym biskupem bielsko-żywieckim był wtedy Tadeusz Rakoczy, przyjaciel Dziwisza jeszcze z seminarium.

– Przecież nie jest tajemnicą, że kard. Dziwisz miał udział w większości nominacji biskupich w Polsce za pontyfikatu Jana Pawła II. On czuje się niemal osobiście odpowiedzialny za cały układ w dzisiejszym polskim Kościele. Więc uderzenie w
kogoś z tego układu traktuje niemal jako cios w siebie. A nawet w świętość papieża Polaka – mówi jezuita, ojciec Jacek Prusak.

– Kardynał Dziwisz popełnia ogromny błąd, nie przyznając się, że dostał ode mnie list. Bo jak pojawią się następne dowody, to okaże się kompletnie niewiarygodny. Co ja mogę więcej zrobić? – zastanawia się ks. Isakowicz-Zaleski. – Mam udowodnić, że nie napisałem listu po ośmiu latach? Nie będę tego robił. Czekam, aż Watykan podejmie działania.

Poróżniła ich lustracja

Znają się jeszcze z lat 70., kiedy Isakowicz-Zaleski był w krakowskim seminarium, które odwiedzał arcybiskup Wojtyła ze swoim sekretarzem, ks. Stanisławem Dziwiszem.

– Miałem o nim bardzo dobre zdanie, uchodził za człowieka życzliwego i pomocnego – wspomina ksiądz Isakowicz-Zaleski.
– Kiedy założyłem Fundację im. Brata Alberta zajmującą się osobami niepełnosprawnymi intelektualnie, zawsze mogłem liczyć na jego pomoc. Jestem pionkiem w Kościele, ale on doskonale się orientował, co robię. Pomógł zorganizować pobyt naszej grupy w Rzymie, spotkać się z papieżem, przekazał do naszego ośrodka w Radwanowicach kielich i ornat z Watykanu.

Kiedy Dziwisz zostawał arcybiskupem w Krakowie w 2005 r., księdzu Isakowiczowi-Zaleskiemu wydawało się, że idą dobre czasy. Jako opozycjonista represjonowany przez SB w latach 80. otrzymał wtedy z IPN swoją teczkę. Był porażony skalą inwigilacji, zwłaszcza tym, ile materiałów na niego dostarczyli księża, którzy byli tajnymi współpracownikami SB. Napisał do nowego metropolity list z pytaniem, co ma z tym zrobić. Nie dostał odpowiedzi. Po miesiącu wysłał drugi list. W odpowiedzi Dziwisz polecił go opiece Matki Bożej, ale nie dodał ani słowa, co z lustracją


– Wreszcie porozmawiałem z jego bliskim współpracownikiem, który przekazał mi radę, żebym teczkę wrzucił do pieca i spalił – wspomina Isakowicz-Zaleski. W końcu arcybiskup zgodził się, żeby ksiądz napisał książkę o współpracy krakowskich księży z SB („Księża wobec bezpieki”). Ale potem zgodę wycofywał kilkukrotnie, dwa razy wydał zakaz publicznych wypowiedzi i ogłosił, że „ksiądz rozbija Kościół od środka”.

– Isakowicz-Zaleski domagał się czystki, oczekiwał, że osoby, które współpracowały, przyznają się i odejdą ze stanowisk. A ci, którzy tego nie zrobią, zostaną usunięci. Ale Dziwisz nie wyszedł naprzeciw tym oczekiwaniom, bo to uderzyłoby w jego otoczenie i mogłoby postawić pod znakiem zapytania wiarygodność jego i samego Jana Pawła II. To ich bardzo poróżniło – opowiada krakowski ksiądz.

– Isakowicz też grał ostro, bo w Krakowie nie jest tajemnicą, że udostępniał wiedzę z teczek o TW osobom, które nie miały prawa wejść w posiadanie takiej wiedzy. W ten sposób próbował wpływać na decyzje personalne, budował atmosferę podejrzeń wokół niektórych kapłanów. Można to jednak zinterpretować jako akt bezsilności, wiedział, że kard. Dziwisz nie oczyszcza Kościoła z TW, więc robił to na własną rękę – mówi ojciec Prusak.
Opór kardynała w wyjaśnieniu spraw z czasów PRL sprawił, że Isakowicz-Zaleski zbliżył się do PiS. Ksiądz został stałym
bywalcem klubów „Gazety Polskiej”, publicznie krytykował swego przełożonego za to, że ten spotkał się z Donaldem
Tuskiem, tropił w jego otoczeniu ludzi związanych z PO, nie mógł mu darować, że zaprasza do Krakowa arcybiskupa Paetza.

– Odnoszę wrażenie, że Tadeusz, rzucając na prawo i lewo różne oskarżenia, zachowywał się tak, jakby szukał haka na
kardynała – mówi ks. Kazimierz Sowa. – Kardynał wykazywał na ogół wiele dobrej woli. Raz jechał do Tadeusza, żeby się
spotkać z nim w Radwanowicach, choć mógł go wezwać na dywanik do Krakowa. Ale czasem miałem wrażenie, że się
obrażał.

Dariusz Raś, sekretarz i prawa ręka kard. Dziwisza, rozmawiać nie chce. Odsyła do byłego rzecznika prasowego metropolity ks. Roberta Nęcka. Ten zgadza się, umawiamy się na rozmowę, ale potem przestaje odbierać telefon.

– Miałem świadomość, że publiczny konflikt z kard. Dziwiszem to jak rzucanie się z motyką na słońce. Po przemyśleniu
postanowiłem podporządkować się kardynałowi. Ale widziałem, że jesteśmy na wojennej ścieżce – mówi Isakowicz-Zaleski.

Rzecznik ofiar

Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”: – Nasza redakcja sąsiaduje z kurią. Arcybiskup Dziwisz wpadał czasami z sąsiedzką wizytą. Po którejś z kolejnych informacji medialnych o polskim księdzu oskarżonym o pedofilię zapytałem go wprost: dlaczego biskupi nie zgłaszają takich spraw na policję, do prokuratora? Przecież mają narzędzia, żeby choćby zabrać księdzu komputer i sprawdzić, czy była w nim oglądana pornografia dziecięca, czy nie. Biskup nie ma takiej władzy. Kardynał się obruszył: „W życiu nie doniosę na własnego księdza. Co by o mnie inni pomyśleli?”. Dziwisz jest uosobieniem myślenia klerykalnego. Dla niego Kościół to księża, a cała struktura opiera się na lojalności duchownych wobec siebie, wierności i posłuszeństwie – śmieje się dziennikarz. – Do tego działa najchętniej na zasadach nieformalnych.

Kardynał Stanisław Dziwisz przewodniczy mszy świętej w katedrze na Wawelu w Krakowie, maj 2020 r. Fot.: Łukasz
Gągulski/PAP / PAP

– To ksiądz wychowany w głębokim PRL i przesiąknięty tamtą mentalnością – mówi krakowski duchowny. – Wtedy, jeśli
zgłaszała się osoba świecka do biskupa z informacją, że dzieje się jej krzywda ze strony księdza, ten zalecał milczenie,
utrzymanie tajemnicy było swoistym niesieniem swego krzyża. A ksiądz? Co najwyżej był przenoszony do innej parafii.
Ofiara miała do wyboru albo milczeć, albo szukać sprawiedliwości w sądzie, ale wtedy była oskarżana, że działa na szkodę Kościoła, rozbija go od wewnątrz. Każdy atak na księdza był atakiem na Kościół. Dziwisz nie rozumie, że świat się zmienił. Nie ma wrażliwości na los ofiar.

Osoba z otoczenia kardynała: – Rozmawiałem z nim tydzień temu. Wydaje się całkowicie nie rozumieć sytuacji. Nie widzi potrzeby zabrania głosu, uważa, że to, co zrobił ksiądz Isakowicz-Zaleski, to jakiś spisek, atak na niego. Nie zdaje sobie sprawy, że ten konflikt ludzi interesuje, chcą wiedzieć, kto mówi prawdę, czekają, aż kardynał spotka się z ofiarami, przeprosi je. Tak jakby przespał ostatnie 20 lat. Brutalnie mówiąc, miał nadzieję, że umrze i w ten sposób uchroni autorytet papieża. Nie spodziewał się, że sprawy przybiorą takie tempo, iż jeszcze za swego życia będzie się musiał tłumaczyć.

Znajomi 64-letniego Isakowicza-Zaleskiego mówią, że w ostatnich latach stał się rzecznikiem ofiar skrzywdzonych przez
Kościół.

– Ma empatię dla ofiar, bo sam czuł się ofiarą, najpierw SB w latach 80., a potem kurialnego otoczenia – mówi ojciec Prusak.
– I sam spotkał się z murem milczenia i niechęci ze strony kościelnej instytucji.

Ksiądz Isakowicz-Zaleski przyznaje, że zgłaszają się do niego osoby molestowane, ale też kobiety związane z księżmi,
zostawione przez nich z dziećmi, wykorzystywane siostry zakonne, a nawet homoseksualni partnerzy. – Ja nikogo nie
szukam, oni sami do mnie piszą, dzwonią, przyjeżdżają. Chcę potraktować ich poważnie, rozmawiamy godzinami, pokazują mi dokumentację, opowiadają, jak ze swoimi problemami odbijają się od kurii. A jestem tylko samotnym samurajem, który nie może liczyć na pomoc Kościoła. Ale wie pan, co jest najbardziej przygnębiające? Widzę, jaka jest skala zaniedbań, i muszę z tym żyć dalej. Łączę kancelarie adwokackie, które pro publico bono chcą pomagać, znajduję psychologów dla ofiar, ale sam tego nie załatwię. Niech Kościół zacznie działać.

Ksiądz, który zna zarówno Isakowicza-Zaleskiego, jak i kard. Dziwisza: – Pierwszy to typ samotnego wojownika. Jak nie ma z kim walczyć, to źle się czuje: z Tuskiem, Ukraińcami, każdym, kto podważa mit wspaniałych Kresów, z lawendową mafią, czyli lobby homoseksualnym w Kościele.

Jego zdaniem Zaleski, przekonany o swojej racji w sporze z kardynałem, idzie na czołowe zderzenie z instytucją, od której zależy i która jest z natury feudalna. – Ksiądz jest zależny od decyzji biskupa, ślubował mu posłuszeństwo. Ale Zaleski budował przez lata swoją pozycję i niezależność. Pomaga mu, że nie marzy o żadnej instytucjonalnej karierze. Chce robić coś pożytecznego, a to zapewnia mu fundacja – twierdzi mój rozmówca.

Pytam przyjaciół Zaleskiego, czy ksiądz płaci cenę za konflikt z Dziwiszem oraz innymi hierarchami. Mówią, że tak: odsunęli się od niego inni księża, nie jest zapraszany na msze, wsparcie dostaje raczej od świeckich. Ale tak jest od lat.

– Jego szaleńcza walka o prawdę i sprawiedliwość musi budzić szacunek, nawet jak się ktoś nie zgadza z jego poglądami – mówi krakowski dziennikarz katolicki. – Robi to wbrew swojemu środowisku i tym bardziej że nie działa we własnym interesie, ale ofiar. Na jego przykładzie widać, jak działa polski Kościół. Występujesz przeciwko niemu, to jesteś szykanowany i wypychany.

Na razie Isakowicz-Zaleski dostaje od polityków. Kiedy w maju odbyło się w Sejmie głosowanie nad składem komisji ds.
wyjaśnienia przypadków pedofilii, przepadł głosami posłów PiS. Nieoficjalnie mówi się, że w tej sprawie naciskał na nich
episkopat. W ubiegłym tygodniu odwołano audycję z jego udziałem w publicznej radiostacji. „Przed chwilą dostałem telefon z PR24, że jest »zapis« ze strony dyrekcji i audycja zostaje zdjęta” – poinformował na Twitterze.

To spór o wiarygodność hierarchów. Spór dwóch wrażliwości i wizji Kościoła – twierdzi ks. Kazimierz Sowa. Fot.: Beata
Zawrzel/Reporter / East News

Zakładnicy przeszłości

– Kraków dziś przypomina beczkę prochu – mówi krakowski ksiądz. – Wystarczy iskra, żeby przez 40 lat budowana narracja o wyjątkowości naszej archidiecezji jako duchowej stolicy Polski legła w gruzach. Sam fakt, że tutaj formował się Karol Wojtyła jako kapłan, nie sprawia, że to miejsce jest wyjątkowe, ono ma takie same problemy, jakie są w całej Polsce czy na świecie. Coraz głośniej się mówi, że dochodziło do tuszowania nadużyć seksualnych, kiedy arcybiskupem był Karol Wojtyła. Że każdy jego następca ma coś na sumieniu, łącznie z arcybiskupem Markiem Jędraszewskim. Wydaje się oczywiste, że sprawa zaniedbań kard. Dziwisza z roku 2012 to tylko wierzchołek góry lodowej. Oczywiście nie jest on pierwszym hierarchą, który ma takie grzechy, ale Dziwisz to symbol, boimy się, że swoim milczeniem ciągnie na dno nie tylko siebie, ale też całe dziedzictwo Jana Pawła II. Pytanie, czy weźmie odpowiedzialność za siebie i stanie w prawdzie, czy raczej zasłoni się kolejnymi kanonizacjami, np. rodziców polskiego papieża.

Katolicki publicysta Tomasz Terlikowski uważa, że w krakowskim Kościele padło hasło: wszystkie ręce na pokład, bronimy kardynała Dziwisza. Zwraca uwagę na milczenie abp. Jędraszewskiego. – Nie jest tajemnicą, że kard. Dziwisz z
Jędraszewskim się nie lubią. Ale zawarli pakt. Stawką jest dobre imię archidiecezji, którą jeden przez prawie 10 lat kierował, a drugi robi to teraz. Rozsądne byłoby powołanie przez krakowską kurię niezależnej komisji i opublikowanie raportu z zaniedbań. Dlaczego kuria milczy? Bo abp Jędraszewski ma własne problemy z przeszłości sięgające czasów poznańskich. Co zrobił, kiedy jego metropolita abp Paetz molestował kleryków? Czy powiadomił Watykan? Nie. I nigdy tego nie wyjaśnił. Przyjął strategię milczenia, tak jak teraz Dziwisz. Gdyby powołał teraz komisję, dałby sygnał, że można również to zrobić w sprawie Paetza. Obaj są zakładnikami swojej przeszłości i mają świadomość, że taka komisja kościelna kiedyś powstanie. Teraz toczy się gra, żeby to jak najbardziej odsunąć w czasie. Nie za rok czy dwa, ale za 10 lub 15 lat. Może część ludzi umrze, u części gniew się wypali – mówi Terlikowski.

Zdaniem ks. Jacka Prusaka kardynał stanął w ostatnich tygodniach pod ścianą. – Pytanie, czy zdaje sobie sprawę, że ona
zaraz może się na niego zawalić i pogrzebać ciężarem niewyjaśnionych spraw. Dziwisz broni Jana Pawła II przed zarzutami, że ten świadomie tuszował w Watykanie sprawy nadużyć seksualnych. On sam nie ma sobie nic do zarzucenia ani nad Tybrem, ani nad Wisłą. Ale taka narracja została zakwestionowana przez ks. Isakowicza-Zaleskiego.

https://www.newsweek.pl/polska/ks-isakowicz-zaleski-poszedl-na-woj… 2020-10-05

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.