Kard. Stanisław Dziwisz przyznał, że list, który w 2012 r. przekazał mu ks. Isakowicz-Zaleski, a w którym dokładnie opisana była sprawa wykorzystywanego seksualnie Janusza Szymika, odnalazł się w archiwach kurii w Krakowie. Krakowski metropolita wielokrotnie powtarzał wcześniej, że sobie go nie przypomina.

Kard. Dziwisz i jego rola ws. ks. Wodniaka. Raport

24 listopada na stronach instytutu Ordo Iuris ukazał się dokument ,,Raport McCarricka – Komentarz do „sensacyjnych” zarzutów medialnych wobec Kardynała Dziwisza” podpisany jako artykuł naukowy autorstwa adwokata dr. Michała Skwarzyńskiego, pracownika Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.

Na samym początku autor wyjaśnia, że opinię przygotował „w oparciu o informacje przekazane bezpośrednio przez kard. Dziwisza, w tym zawarte w jego prywatnym archiwum, informacje ujawnione przez media oraz materiały publicznie znane z publikatorów Watykanu”. Jego zdaniem, rozmowy osobistej w sprawie odmówił ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który „powinien mieć wiedzę w zakresie części polskiej zarzutów wobec kard. Dziwisza”.

– Otrzymałem od mecenasa propozycję spotkania, ale odpowiedziałem, że w pierwszej kolejności chciałbym złożyć w tej sprawie zeznania przed niezależną komisją, o której sam kardynał wielokrotnie wspominał. Twierdzenie, że odmówiłem spotkania jest nieprawdziwe – tłumaczy Onetowi ks. Isakowicz-Zaleski.

Co wiedział kardynał? „Cudownie” odnaleziony list

Kluczową dla zrozumienia roli kardynała Dziwisza w sprawie Janusza Szymika kwestię listu autor ukrył w środku raportu.

W 1993 r. Janusz Szymik po raz pierwszy zgłosił biskupowi bielsko-żywieckiemu Tadeuszowi Rakoczemu, że ksiądz wykorzystywał go seksualnie, gdy był nieletni. Podczas tego spotkania złożył swoje świadectwo w formie pisemnej. Bp Rakoczy nigdy w tej sprawie się z nim więcej nie skontaktował, a oprawca mężczyzny nadal sprawował funkcję proboszcza w tej samej parafii. Do podobnej sytuacji doszło w 2007 r., gdy Szymik w obecności świadka znowu odwiedził bp. Rakoczego i przypomniał o swojej nierozwiązanej sprawie. Ponownie zabrakło zdecydowanej reakcji hierarchy, a ks. Wodniak nie został odsunięty od posługi. W 2008 r. ofiara wykorzystywania skontaktowała się w tej sprawie z ks. Isakowiczem-Zaleskim, a ten w 2012 r. przekazał jego list z prośbą o interwencję właśnie kard. Dziwiszowi, gdy był on metropolitą krakowskim.

To właśnie o ten list w ostatnich miesiącach kilkakrotnie pytany był emerytowany krakowski kardynał. Przez Onet, ale także np. przez TVN24.

– W tej sprawie robiłem nawet kwerendę w kurii i nigdy listu Janusza Szymika nie widziałem – zapewnił 20 października w rozmowie z TVN24 kard. Dziwisz.

Gdy został zapytany przez ks. Isakowicza-Zaleskiego, dlaczego zaprzecza istnieniu listu, miał powiedzieć, że „nie zaprzecza, a tylko kwestionuje jego datę na 21 kwietnia 2012 r”.

Raport Skwarzyńskiego podaje kluczową informację o istnieniu listu i zarejestrowaniu go w archiwum kurii w następujący sposób:

„Ksiądz Isakowicz-Zaleski w materialne prasowym podaje, że »21 kwietnia 2012 r. przyjechałem do krakowskiej kurii i wręczyłem do rąk własnych kard. Dziwiszowi dokumenty«. Jest to błędna data. […] Po to archiwizuje się materiały, aby móc je wykorzystać w odpowiedzi na pytania. Pytanie jednak musi zawierać prawidłowe dane, inaczej pozoruje się sytuację, aby budować narrację o tym, że Kardynał coś ukrywa. Nie jest to jedyny podobny »przypadek« w sprawie abpa Stanisława Kardynała Dziwisza. Ksiądz Isakowicz-Zaleski w swoim blogu wskazał ten list, ale ma on datę 24 kwietnia 2012 r. i rzeczywiście po tej dacie taki list jest zarejestrowany w archiwum Kurii Krakowskiej” – czytamy.

To że ks. Isakowicz-Zaleski pomylił się w dacie, bardzo szybko zauważył kard. Dziwisz, tłumacząc w swoim pierwszym oświadczeniu z 15 września, że 21 kwietnia przebywał z pielgrzymką w Ziemi Świętej. Prezes Fundacji św. Brata przyznał się do pomyłki, przeprosił i wkrótce potem na swoim blogu opublikował inną datę tego spotkania – 24 kwietnia 2012 r.

– Kardynał w mojej obecności i jeszcze jednej osoby potwierdził telefonicznie, że w archiwum krakowskiej kurii taki list został zarejestrowany po właściwej dacie i obejmuje te punkty, jakie wskazał na swojej stronie www ks. T. Isakowicz-Zaleski – potwierdza w rozmowie z Onetem dr Skwarzyński.

– Kardynał listu nie pamięta, bo minęło od niego osiem lat. Z mojej rozmowy z b. Metropolitą Krakowskim wiem, że po odnalezieniu listu, przypomniał on sobie opisane w nim sytuacje Diecezji Krakowskiej – dodaje.

Zdaniem prawnika Ordo Iuris, kard. Dziwisz ma utrudnione zadanie obrony w tej sprawie, ponieważ zarówno urzędnicy w Kurii w Krakowie, jak i „dawni przyjaciele” utrudniają dostęp do jakichkolwiek dokumentów umożliwiających przedstawienie rzeczywistości, takiej jaka była.

Otrzymał informację, ale to nie oznacza, że wiedział

Kardynał Dziwisz przez kilka miesięcy twierdził, że nie przypomina sobie sprawy Szymika. Teraz zmienił zdanie.

„Z rozmowy z abp. Dziwiszem wiem, że po odnalezieniu listu przypomniał on sobie tę sytuację. […] Sprawa księdza sąsiedniej diecezji [pedofila Jana Wodniaka, o którą pytaliśmy kardynała – red.] została przekazana właściwemu Biskupowi, co jest oczywiste, że tego typu sprawy przekazuje się organowi właściwemu” – czytamy.

W dalszej części raportu czytamy:

Pomiędzy 2012 a 2014 r. i usunięciem ks. W[odniaka] do kardynała nie wpływają żadne informacje dotyczące księdza W., który jest jednak kapłanem innej diecezji”.

Oraz:

„Problem też w tym, że nigdzie nie ma informacji, żeKardynał wiedział o jakimkolwiek tuszowaniu tej sprawy, w czasie kiedy był Metropolitą, więc między 2012 a 2016 r. Kardynał o sprawie dowiaduje się na marginesie zagadnień dotyczących własnej diecezji w 2012 r.”.

Czy przekazany przez Isakowicza-Zaleskiego list można uznać za „margines”?

Ks. Isakowicz-Zaleski zapewnia, że w liście przekazanym metropolicie 24 kwietnia 2012 r. sprawa Janusza Szymika była ,,dokładnie opisana” – Historia własnoręcznie opisana przez p. Szymika zrobiła na mnie wielkie wrażenie – wspomina dziś prezes Fundacji św. Brata Alberta.

– Wszystko, co otrzymałem w tej sprawie, przekazałem kardynałowi. Biorąc pod uwagę powagę zarzutów sformułowanych w liście oraz fakt, że kardynał jest bliskim przyjacielem bp. Rakoczego, założyłem, że od razu zostaną podjęte działania, dlatego w 2012 r. uznałem, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby pomóc p. Szymikowi. Nigdy więcej jednak w tej sprawie się nie kontaktowałem ani z kardynałem, ani pokrzywdzonym – dodaje.

Podobną wersję prezentuje dziś Janusz Szymik.

– W moim liście, który został dołączony jako załącznik, opisałem dokładnie swoją tragiczną historię od lat 80. ubiegłego wieku. Taki sam dokument przekazałem podczas mojego pierwszego spotkania z biskupem bielsko-żywieckim – tłumaczy w rozmowie z Onetem.

– Napisałem też, że o mojej sprawie dwukrotnie informowałem bpa. Tadeusza Rakoczego, a ten nigdy nie rozwiązał problemu. W liście do kardynała zostawiłem też swoje dane kontaktowe w nadziei, że może tym razem ktoś mi pomoże. Znowu nic się jednak nie stało, metropolita w ogóle się wtedy ze mną nie skontaktował – dodaje Szymik.

Ujawniając kulisy spotkania z kardynałem ks. Isakowicz-Zaleski mówił, że metropolita krakowski „interesował się niektórymi sprawami, komentował je, był nimi dość strapiony”, natomiast w sprawie Szymika miał powiedzieć: „To jest sprawa bielska, ale zajmę się tym”.

Z tego zdania można by przypuszczać, że kard. Dziwisz zwrócił się ze sprawą Szymika do bp Rakoczego. Ale już w rozmowie z Piotrem Kraśką w TVN24 mówił tak:

– Nie wiem, jak to wyglądało wszystko w Bielsku. […] To jest inna diecezja i ja nie mogę za to odpowiadać. […] Poza tym ja nie wiedziałem, że p. Janusz chodził z tym do biskupa Rakoczego. Chcą przerzucić na mnie odpowiedzialność, a ja ani wiedzy, ani odpowiedzialności nie miałem – podkreślił wyraźnie.

„Sprawa księdza sąsiedniej diecezji została przekazana [przez kardynała – red.] właściwemu biskupowi, co jest oczywiste, że tego typu sprawy przekazuje się organowi właściwemu” – uważa z kolei w swoim raporcie Skwarzyński, czym ponownie zaprzecza temu, co do tej pory twierdził kardynał.

Czy kard. Dziwisz rzeczywiście przekazywał informacje o Szymiku biskupowi Rakoczemu? Jeśli tak, to odpowiednia dokumentacja powinna leżeć w archiwach obydwu kurii. Gdyby rzeczywiście rozpoczęła prace niezależna komisji, którą dla wyjaśnienia tej sprawy chciałby powołać kard. Dziwisz, mogłaby te dokumenty w archiwach przejrzeć.

Skąd biorą się rozbieżności pomiędzy „Raportem Dziwisza” a wcześniejszymi słowami kardynała i ustaleniami dziennikarzy? Z odpowiedzi, którą przesłał nam dr Skwarzyński wynika, że nie widział on na własne oczy załącznika napisanego przez ofiarę księdza pedofila.

– Komentarz naukowy sporządzałem w oczywistym zakresie wg metodologii naukowej nauk prawnych, więc do sporządzenia mojej analizy nie jest potrzebne opisywanie wszystkiego, co jest dostępne. Tak prowadzi się badania metodą historyczną, że przedstawia się całość dokumentacji – tłumaczy nam prawnik Ordo Iuris.

„Obowiązki prawa państwowego”, czyli kardynał znowu zmienia zdanie

Dr Skwarzyński, zanim dochodzi w swoim raporcie do kwestii listu, rozpoczyna od ukazania postępowania kard. Dziwisza w kontekście prawa państwowego, które wówczas funkcjonowało.

„W przypadku kard. Dziwisza jako Metropolity Krakowskiego nigdy nie mógł istnieć obowiązek prawny w prawie publicznym zawiadomienia o przestępstwie pedofilii, bowiem był on Arcybiskupem Krakowskim w latach 2005 – 2016 r. W prawie publicznym sprawa obowiązku zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa pedofilii weszła w życie wraz ze zmianą art. 240 kk4 w dniu 13 lipca 2017 r. Przed 2017 r. w prawie publicznym istniał wyłącznie społeczny obowiązek zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa” – informuje.

To prawda. Natomiast do momentu publikacji opracowania dr. Skwarzyńskiego, kard. Dziwisz pytany, kiedy dowiedział się o zarzutach wobec ks. Wodniaka i bpa Rakoczego, nie odpowiadał, że wówczas, gdy był metropolitą.

– Czy do hierarchy dotarła informacja dotycząca zaniechań bp. Rakoczego w sprawie ks. Jana Wodniaka? – pytaliśmy kard. Dziwisza kilka tygodni temu.

„Odpowiedź jest negatywna. W czasie, gdy pełniłem urząd Metropolity Krakowskiego, nie dotarła do mnie nigdy żadna wiadomość, że ktokolwiek zgłaszał do bp. T. Rakoczego zarzuty dotyczące ks. Jana Wodniaka, których bp Rakoczy miałby nie załatwić zgodnie z obowiązującymi normami prawa” – taką odpowiedź dostaliśmy e-mailem, podpisaną przez kard. Stanisława Dziwisza datowanej na 7 sierpnia br.

Dalej kardynał przekonywał:

Gdy dowiedziałem się ogólnie o zarzutach przeciw ks. Wodniakowi, było już po wyroku zatwierdzonym przez Stolicę Apostolską. […] Mogę zapewnić, że dołożyłbym wszelkich starań, aby wyrobić sobie pogląd na sprawę i postąpić jak człowiek sumienia, by sprawiedliwości stało się zadość zgodnie z prawem boskim i ludzkim”.

Warto przyjrzeć się dokładnie datom. Z informacji, jaką przekazał Onetowi kardynał, wynika, że „gdy dowiedział się ogólnie o zarzutach przeciw ks. Wodniakowi, było już po wyroku zatwierdzonym przez Stolicę Apostolską”.

Ks. Wodniak został skazany prawomocnym wyrokiem zawartym w dekrecie Kongregacji Nauki Wiary z dnia 13 grudnia 2017 r. Natomiast wyrok ten uprawomocnił się 11 maja 2018 r, co potwierdziliśmy w kurii bielsko-żywieckiej.

13 lipca 2017 r. natomiast wszedł w życie powszechny obowiązek denuncjacji pedofilii. Od tego czasu niezawiadomienie o takich czynach stało się karalne.

Z korespondencji Onetu z kard. Dziwiszem wynika, że kardynał o sprawie ks. Wodniaka dowiedział się po 13 lipca 2017 r., gdy obowiązek denuncjacji pedofilii już obowiązywał. Czy hierarcha dokonał takiego zgłoszenia? Na to pytanie nie otrzymaliśmy odpowiedzi, mimo wielokrotnych próśb.

W obliczu najnowszych faktów, iż kardynał miał dowiedzieć się o sprawie Szymika jednak w 2012 r. ważne z punktu widzenia prawa karnego jest, czy pozyskał również informację, że przestępstwo, które wyrządził ofierze ks. Wodniak, zostało zgłoszone do prokuratury. Jeśli miał taką wiedzę, że sprawa została umorzona, nie musiał wówczas ponownie informować prokuratury. O tym jednak też kardynał publicznie nie informował.

„Obowiązki wynikające z prawa kanonicznego”, czyli niepamięć kardynała

Wróćmy do opracowania prawnika Ordo Iuris. Kwestią zasadniczą przy rozpatrywaniu obowiązków wynikających z prawa kanonicznego jest fakt, czy wiedza na temat sprawy Janusza Szymika oraz księdza pedofila Jana Wodniaka, a także zaniechań bp. Tadeusza Rakoczego dotarła do byłego metropolity krakowskiego oraz jak powinien na nią zareagować.

W 2012 r. obowiązującą zasadą w zakresie wykorzystywania seksualnego nieletnich przez duchownych była wprowadzona 30 kwietnia 2001 r. przez Jana Pawła II instrukcja „Sacramentorum sanctitatis tutela”, znowelizowana w 2010 r. Nakładała obowiązek przeprowadzenia tzw. dochodzenia wstępnego na „biskupa miejsca”, czyli w tym przypadku ma Tadeusza Rakoczego, a nie Stanisława Dziwisza.

Dr Skwarzyński słusznie zauważa, że dopiero po Liście Apostolskim „Vos estis lux mundi” papieża Franciszka z dnia 9 maja 2019 r., który wszedł w życie dnia 1 czerwca 2019 r., metropolita miał obowiązek powiadomienia Rzymu w sprawie zaniechań biskupów podległych metropolii.

„Zmiana prawa dotyczy jednak stanu prawnego z 2019 r., więc trzy lata po zakończeniu funkcji Metropolity Krakowskiego przez abpa Dziwisza. […] Metropolita przed 2019 r. mógł co najwyżej poprosić innego biskupa o interwencję w sprawie księdza jego diecezji, nie miał przy tym żadnego innego wpływu” – podkreśla.

Dalej autor komentarza zaznacza: „Przedstawienie całości sytuacji ks. Wodniaka]wskazuje, że bez procesu sądowego kard. Dziwisz nie mógł mieć wysokiego uprawdopodobnienia prawdziwości zarzutów w 2012 r.”.

Podsumowując, kardynał nie był obligowany przez prawo kanoniczne do zgłoszenia sprawy ks. Wodniaka oraz bp. Rakoczego do Watykanu. W podobnym tonie tłumaczył tę sprawę rozmówca Onetu z reportażu „Jak kardynał i biskupi tuszowali pedofilię księdza Jana Wodniaka”:

– Chociaż prawnie nie było jeszcze wtedy takiego obowiązku, jako metropolita kard. Dziwisz powinien zareagować, gdy podległy mu biskup tuszuje takie przestępstwa. Już wtedy mógł zgłosić całą sprawę do Watykanu, ale tego nie zrobił – komentował kanonista dr Piotr Szeląg.

Pytamy o tę kwestię księdza kanonistę, wieloletniego kanclerza jednej z diecezji, który chciał pozostać anonimowy:

– Kanon 436 § 1 brzmi: „W diecezjach sufragalnych metropolicie przysługuje: 1. czuwać nad właściwym zachowaniem wiary oraz dyscypliny kościelnej i powiadamiać Biskupa Rzymskiego o nadużyciach, jeśli jakieś są” – cytuje z pamięci duchowny.

Co to oznacza w praktyce?

– Gdyby kardynał zaraz po otrzymaniu listu od ks. Isakowicza-Zaleskiego zgodnie z kompetencją przekazał sprawę bp. Rakoczemu, a w późniejszym okresie dowiedział się, na jakim ona jest etapie i wtedy okazałoby się, że nie została w pełni wyjaśniona, uzyskałby jasną informację o nadużyciach biskupa diecezji, która wchodzi w skład metropolii, na czele której stoi. Wtedy powinien był zgłosić to jak najszybciej do Watykanu – konkluduje prawnik.

Podobnego zdania jest Isakowicz-Zaleski. – Najważniejsze jest to, co hierarcha zrobił po tym, gdy otrzymał rzeczony list o zaniechaniach w Kościele. Czy podjął jakieś działanie? Jeśli tak, powinien nam wyjaśnić, co dokładnie zrobił. Muszą być przecież na to jakieś dowody, więc warto, by ujrzały one światło dzienne. Wiem, że w sprawie ks. Stefana D., o którym również go informowałem w 2012 r., nic do Stolicy Apostolskiej nie zostało wysłane. Sprawa ruszyła dopiero, gdy sam zawiadomiłem Kongregację Nauki Wiary – mówi krakowski ksiądz.

– Do tej pory kardynał wszystkiemu zaprzeczał, ale gdy okazało się, że to „ślepa uliczka”, zmienił zdanie i odnalazł list, który wręczyłem mu w 2012 r., co na pewno jest dobrą wiadomością dla całej sprawy – uważa ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. – Zastanówmy się więc, co w takiej sytuacji zrobiłby nasz papież? Czy szukałby kruczków prawnych, czy stanąłbym w prawdzie i chciał wszystko wyjaśnić, biorąc na siebie odpowiedzialność? – dodaje prezes Fundacji św. Brata Alberta.

https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/kard-dziwisz-i-jego-rola-ws…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.