Janusz Szymik jako nastolatek przez kilka lat był molestowany przez księdza z Międzybrodzia Bialskiego (Fot. Grzegorz Celejewski)

– Kilku księży, których uważałem za przyzwoitych, nie chciało potwierdzić przed kamerą, że proboszcz z Międzybrodzia Bialskiego molestował chłopców. Kościół katolicki jest jak mafia, obowiązuje w nim zmowa milczenia – mówi Janusz Szymik, molestowany w dzieciństwie przez proboszcza.

Ewa Furtak: Czy kardynał Stanisław Dziwisz albo biskup bielsko-żywiecki Tadeusz Rakoczy próbowali pana przeprosić?

Janusz Szymik: Nie kontaktowali się ze mną ani biskup Rakoczy, ani kardynał Dziwisz, który publicznie, w mediach, dwa razy zapowiedział, że się ze mną spotka. Ale to był tylko wybieg pod publikę. A myślałam, że jeśli on naprawdę się ze mną spotka, przeprosi, przyzna do błędu, to mu wybaczę. Teraz czekam już tylko na to, żeby został ukarany.

Ma pan żal także do innych hierarchów.

– Uważam, że cały Episkopat Polski powinien zostać odwołany. Już w zeszłym roku, na spotkaniu m.in. z arcybiskupem Stanisławem Gądeckim, mówiłem, że międzybrodzki proboszcz wykorzystał mnie seksualnie setki razy. Biskupi nie zrobili nic. Teraz pytani przez dziennikarzy, dlaczego nie zgłosili tego do Watykanu, mówią, że przecież ja to zrobiłem. To nie jest żadne wyjaśnienie. Oni nie mieli żadnej pewności, że to zrobię, po prostu milczeli. Żaden z hierarchów nie zaproponował mi pomocy.

Nic dziwnego, bo milczą od 20 lat, odkąd zaczęto głośniej mówić o skandalach seksualnych w Kościele katolickim. Piotr Greger, biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej, podczas wizyty kanonicznej w Międzybrodziu Bialskim powiedział mediom, że nie znał mojej sprawy, tymczasem to on był wyznaczony do przeprowadzenia postępowania wstępnego w sprawie proboszcza. Musiał jeszcze tego samego dnia napisać oświadczenie i został za to upomniany przez biskupa bielsko-żywieckiego Romana Pindla.

Opisał pan papieżowi Franciszkowi swoją sprawę. Jak pan przesłał papieżowi ten list?

– Choruję na nowotwór krwi. Lekarz, który się mną zajmuje, powiedział mi, że ma audiencję u papieża Franciszka. Zgodził się zabrać mój list. Został napisany w języku hiszpańskim, w ojczystym języku papieża. Ufam, że to, co napisałem, nie będzie mu obojętne i podejmie jakieś działania.

Kardynała Henryka Gulbinowicza sprawiedliwość Watykanu dosięgła dopiero na łożu śmierci.

– Ale choć symbolicznie został ukarany, zakazano m.in. jego pochówku w katedrze, miasto odbiera mu honorowe obywatelstwo. Ofiary niektórych oprawców w sutannach w ogóle nie doczekały się sprawiedliwości. O tym, że ksiądz prałat Henryk Jankowski był pedofilem, opinia publiczna dowiedziała się dopiero po jego śmierci.

Pan sądzi, że Jan Paweł II mógł wiedzieć o przypadkach pedofilii w Kościele katolickim?

– Czuję ogromny ból. Jan Paweł II był dla mnie osobą niezwykle ważną, wielkim człowiekiem. Kochał ludzi, był otwarty na innych, lubił podróże. Jeździłem po świecie jego śladami, byłem m.in. w najbardziej znanych południowoamerykańskich sanktuariach i na Filipinach. Jeśli on wiedział, to dla nas, ofiar molestowania księży, nie było żadnej nadziei. Przecież ponad nim było już tylko niebo i Bóg. Nie było na ziemi żadnej instancji, ani jednej osoby, która mogłyby się o nas upomnieć, doprowadzić do ukarania sprawców. Dla mnie to załamujące.

Chodzi pan jeszcze do kościoła?

– Ostatni raz byłem w 2010 albo 2011 roku. Chodziłem tam dla żony i jej rodziny, bo to było dla nich ważne. Przeżywałem katusze. Proszę mi wierzyć, że gdy słyszałem kroki proboszcza chodzącego po kościele z koszykiem i zbierającego ofiarę, robiło mi się ciemno przed oczami, czasem miałem wrażenie, że zaraz zemdleję, musiałem się czegoś przytrzymać.

Nie mówię kategorycznie, że już nigdy nie pójdę do kościoła. Nie wykluczam, że znajdzie się ktoś, kto mnie do powrotu skutecznie namówi. Na razie żadna taka osoba nie przychodzi mi do głowy.

Nie spotkał pan na swojej drodze ani jednego przyzwoitego księdza?

– Spotkałem kilku, o których miałem bardzo dobre zdanie. Wspierali mnie, mówili, że proboszcz to łajdak, pedofil, że nie tylko ja byłem jego ofiarą. Ale jak pojechaliśmy do nich z kamerą, by prosić o świadectwo, to się wszystkiego wyprali. Mówili, że nic nie pamiętają, niczego nie widzieli, nic nie słyszeli.

Kościół katolicki jest jak korporacja, w której wymaga się lojalności, albo wręcz jak sycylijska mafia z nakazem milczenia.

Jest pan zawzięty, już się pan nie cofnie.

– Nie cofnę się, bo hierarchowie i księża się nie zmienią. Jedyna nadzieja w buncie wiernych, w tym, że doprowadzą do odejścia starego układu i odrodzenia się Kościoła w zupełnie innym wydaniu.

Niedługo poznamy decyzję Watykanu w sprawie ewentualnych zaniechań, jakich dopuścił się w pana sprawie biskup Rakoczy.

– Zgłoszone zostały dwie sprawy, także sprawa proboszcza jednej z małopolskich parafii, który upodobał sobie jednego z ministrantów. W obu ma teraz zapaść decyzja.

Chodzi o księdza Józefa, który zaczynał seminarium w 1957 roku razem ze Stanisławem Dziwiszem oraz Tadeuszem Rakoczym. Czy jego ofiara kontaktowała się z panem?

– Nie było takiego kontaktu, być może ta osoba z jakiegoś powodu pragnie pozostać anonimowa. Nie jest prosto wystąpić publicznie, zwłaszcza kiedy się mieszka w małej miejscowości, gdzie wszyscy się znają. Na wsi ksiądz to nadal osoba święta, tutaj ludzie nie dopuszczają nawet myśli, że ksiądz mógłby zrobić coś złego. To dlatego przez lata nikt nie zwracał uwagi na to, że w środku nocy z plebanii wychodzą kolejni chłopcy.

Po reportażu w TVN skontaktował się ze mną mężczyzna mieszkający teraz w Irlandii. Rozpoznał proboszcza pokazanego w materiale jako osobę, która przed laty, gdy przyjechał w Beskidy na wakacje, zgwałciła go. Ten mężczyzna zgodził się zeznawać w prokuraturze.

Pana sprawa jest już przedawniona, ale mimo to zgłosił ją do prokuratury.

– Prokuratura nadal prowadzi postępowanie w sprawie innego mężczyzny molestowanego w dzieciństwie przez proboszcza, która nie uległa jeszcze przedawnieniu. Mam nadzieję, że oprócz sankcji kanonicznych, którymi ukarany został proboszcz, dosięgnie go także wymiar sprawiedliwości. Ja zgłosiłem sprawę, aby otrzymać status osoby pokrzywdzonej. Taki status otrzymałem, dla mnie ma to symboliczny wymiar, to rodzaj przyznania, że mam rację, że byłem ofiarą.

https://bielskobiala.wyborcza.pl/bielskobiala/7,88023,26536157,ponad…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.